26 mar 2009

"Mierzenie przestrzeni" - Eligiusz Dymowski



niosę krzyż
obijany drobiazgami
w biegu
upocony
utrudzony
z rękami bezradności

a Ty
przy wieczornym rachunku sumienia
podpowiadasz
że wcale nie tędy
prowadzi droga na
Golgotę

Kraków, 15 listopada 2006

Modlitwa podsłyszana w kuźni


Złożyłem trzydzieści cztery bursztyny, kolejnym jest diament...

Widziałeś Ty Panie brylant odlany z dwóch odcieni człowieczych?
A widziałeś kowala, który te dwie areny spajał?

Mówili, że to stać się nie może, że sen nie ma pokrycia
z rzeczywistością i bajka pozostaje zawsze bajką.
Podpisali akt zgonu, gdzieś pomiędzy poboczem a butelką
i podśpiewywali ballady o zmętniałych promilami bursztynach.

Sączyli jad ustami, a moje kryształki lśnią,
jak gdyby były płynnym sokiem sączącym się z ociosanej sosny
i wieńczy je kamień węgielny - czysty jak łzy matki,
z której go wydarto. Bezbarwny, choć zawiera wszystkie kolory,
jakie przepływały przez nasze ziemskie ciała.

Ognia w moim piecu wygasał nie będę.

Na póki Bóg pozwoli, powstrzymam latające piaski,
by nie próbowały zarysować młodego, miękkiego jeszcze szkliwa.
Na póki pozwoli... przejmę w swoje dłonie iskry i ognie nieokiełznane.

Widziałeś Ty Panie dłonie kowala?

Jego linie papilarne będą rozwinięte o dwa dodatkowe wersy rodziców.
Dwa tak różne eposy, o tej samej poincie.

I kiedy uznam, albo też uznasz Ty, nim ostatnie szkło zastygnie,
a jądro zabije silnym, stabilnym pulsem,
pozwolę, by przyjął chłosty codzienności zza drzwi warsztatu.
By otarł się o chciwych kupców, bardów zakłamanej poezji
i bogów, którzy sami się bogami określili.

Pozwolę, by przeniósł kowadło z północy na południe,
a w młocie wymienił trzon - on będzie mi kowalem,
a ja pozostanę tłem w nowym obrazie, nowego artysty.
14 mar 2009

23 mar 2009

"świat literaty" - Piotr LKaczorowski



świat literaty
nie jest światem bankietów
świat literaty to te okno
przez które patrzy na las
w wyjątkowe dni przy zachodzącym słońcu
las przepołowiony jest na dwie części
przygaszonej zieleni i złotej zieleni
a nad tym błękit widnokresu
czasami zdarzają się dni
najczęściej burzowe w lecie gdy
niebo jest brunatne błękitne z piórami poszarpanej bieli
świat literaty to te okno
pomiędzy framugami stoi lustro
aby nie zapomniał kim jest
trochę książek
słownik angielskiego bo to warto znać
trochę poezji trochę prozy
Hrabal ze swoim poczuciem humoru
kotami żoną i miastem
Houelleback ze swoim życiem brzydkiego playboya
choć osobiście woli erotyzm Kundery
którego książki są jak pierwsze wiersze nastolatków
takie erotyki dla sentymentalnych dorosłych
Maliszewski „Rozproszone głosy”
bo wszystko jest jakieś pęknięte na drobiny
zwłaszcza lustra gdzie zawsze widzisz kogoś obcego
i tylko chcesz patrzeć na siebie gdy głaszczesz kota
Miłosz bo to Miłosz
gdzieś w drugim pokoju leży zdjęcie wnuczki Miłosza
piękności o chłopięcych nordyckich rysach
choć z tą amerykańską powściągliwością kobiet
Piasecki bo opowiadał o nim człowiek który mieszkał w akademiku
a literat lubi śpiewać pod prysznicem
mimozami jesień się zbliża i to Ty przychodziłaś do akademika
trochę poezji
Lorca Wierzyński Apollinaire
Broniewski bo deptał beton
i słownik do francuskiego
bo Milan Kundera i Simone de Beuvoire
a obok butelka z namalowanym kwiatem z świeczką u nasady
a obok zdjęcie ukochanej pary
a obok reprodukcja Malczewskiego
a obok zdjęcie Mamy
a obok papierosy
i wszędzie wszystko na około
a literat przy maszynie pisze i myśli
o narzeczonej
o sklepikarzach
drapie się po głowie i zapala kolejnego papierosa
pisze co mu w duszy gra
patrzy się w lustro i na las
pisze na maszynie gdzie nie działa zadziwiająco ‘a’
wstaje rozpędza się podnosi się patrzy jeszcze raz w lustro
wstaje i dzwoni do narzeczonej
a potem głaszcze kota
a potem je posiłek z narzeczoną
a rano idzie i jedzie i idzie
zarabiać pieniądze
na to co jest i leży
w obowiązku mężczyzny
ot to życie literaty

22 mar 2009

"Z listu do Alberta Camus" - Eligiusz Dymowski


Widzisz Albercie, absurd ostatecznie nie uwalnia od strachu przed klęską, w końcu i tak „umiera się samemu”, prawda? Bo kiedy zdradzi cię najwierniejszy przyjaciel, to jakby nagle cały świat odwrócił się do ciebie plecami i siły uchodzą bezpowrotnie, gdy wadzisz się z nocą o prawo do snu, który i tak pewnie szybko nie nadejdzie. Ciemność – to gruba ściana o którą odbija się krzyku duszy, a gorycz staje się zwykłą koniecznością. Sam uczyłeś: artysta to urodzony samotnik. Jego przestrzenią świat nieograniczony żadną pokusą i pełnym spełnieniem. Tylko że to, co najbardziej boli – to miłość krwawiąca natchnieniem, która jak cierniste kolce wbija się w środek serca, podsycając ironią nadwątloną nadzieję. Dlatego – lubię to twoje zdanie – „piękno, które pomaga żyć, pomaga również umierać”. A wtedy słońce delikatnie schodzi za horyzont, zabierając ze sobą rozłożyste cienie drzew. Rozdane karty znów wędrują do ręki wróżki. I tak zatoczy się kołem absurd poczucia niezawinionej winy i wielkiej siły namiętności, aby choć przez chwilę być sobą i dotknąć jakiejkolwiek prawdy choćby koniuszkami palców.

21 mar 2009

1983 - Marek Czuku



to były piękne dni
gdy podziwialiśmy się nawzajem
ten przedziwnie uroczy świat
miękkie puszyste listki
czerwono-żółte kwiaty
i niesamowity zapach jaśminów
w parku poniatowskiego

to musiało się kiedyś zdarzyć
ale przecież wiesz że to
nie może być prawda

20 mar 2009

*** - Piotr Kaczorowski


spacer po Nałęczowie
Nowy 2009 Rok
wyludniony pejzaż
aż przyjemnie

aż wreszcie
człowiek czuje się jak słup
a nie jak collage
ścinków i wyrywków

Nałęczów kilka zdjęć
dla pamięci i próby patrzenia
przez pryzmat koloru
światła i cienia

w Ewelince
gdzie tworzył Prus
wspomnienia
literaci i dziennikarze
nosili czarne golfy
a ja czarną opaskę na nadgarstku
i biały golf

bo mówi
nawet bez białego golfa
wyglądasz jak diabełek
obraz cygana sprzedali
autorstwa jednego aktora

i poszliśmy z siatką pełną chleba
kawy i jogurtu
bo znamy swoje kieszenie
pełne papierosów

Nałęczów, styczeń 2009

19 mar 2009

"Polonia Restituta" - Marek Czuku


To awangarda – mówi smakosz
Robbe-Grilleta, ostryg, Kandinsky’ego,
Paryża, Johny Walkera, Nowego Jorku.

To naprawdę niesamowite –
mówi kobieta w toalecie
Coco Chanel.

W tym coś jest –
mówi wydawca w trakcie zmiany
skóry.

Maszeruje ariergarda.
Bije werbel –
kaszle zapóźniony przechodzień.

"Przezroczyści" - Marek Czuku





Mimochodem przechodzimy do historii.

Zwykli i codzienni wypełniamy szpalty gazet
(bywa, że ktoś weźmie nas za Kościuszkę).
Idealnie przezroczyści
mijamy się na wąskich kładkach.

Towarzyszą nam słowa –
nie zawsze godne i dyplomatyczne.
Uodparniamy się na światło,
które bez znieczulenia dotyka świata.

Rozwijamy nauki.
Złote lata przeżywają
matematyka i leksykologia,
choć i je drąży śmiertelny bakcyl.

Kapitulujemy tylko raz,
gdy już nie mamy innego wyjścia.

Za oknem burza.

"Kabaret La Strada" - Marek Czuku




Za plecami czai się oddech.
Bajkę znów snuje Puszkin.
Wszędzie tupot białych mew.

Dobry smak traci język.
Etos wznosi wieżę z betonu.
Niczego nie przenosi wiara.

Romans grozy cofa milenium.
Rzeki i ludzie tracą horyzont.
Występują...

Pada suchy strzał.
Bełkot.

Z papierosem w zębach




Najlepsi z was
do wiatrem podszytej kieszeni
zwiniętą pięść wciskają
trzymają w niej serce
i mówią sucho:
Siedź tam!
Udaj, że cię nie ma!

Milion kwiatów
własną krwią nabrzmiałych
wynoszą z kwiaciarni za rogiem
i wrzucają je do rzeki

Na przystankach
naszych myśli motylich
studiują mapy sennych miast
a gdy czerwony tramwaj nadjeżdża
wskakują do niego w biegu
i gnają na oślep

Stają w drzwiach zmarznięci
z pustym naręczem
rozwijają zmiętą pięść
miażdżą w zębach papierosa
by nie powiedzieć
kocham

Szeptałam nad ranem



Jest mnie dwie
lecz gdybyś odszedł
zostałoby mnie pół

Jest mnie dwie
bizantyjski przepych
barokowy nadmiar istnień

Jedna podlewa kwiaty
dyskretnie zasuwa firanki
słodka jak dżem poziomkowy

Druga budzi się nocą
zatapia zęby w twojej skórze
nie zna słowa litość
dłonią zbrojną w niecierpliwość
chwyta za serce
i nie chce puścić
mknie ognistym rydwanem
włosy rozwiane…

Obie kompletne
od stóp do głów

Jest mnie dwie
lecz gdybyś odszedł... – szeptałam nad ranem

Powiedział: zostanę

Ona




kobieta nie przebacza
kiedy kurz pokrywa jej stopy
skórę rozcinają pogadanki
naznaczona
odchodzi przeniknięta
dreszczem niezrozumienia

przywilej


spleciona
od snów w zieleni
w poranek szczyty zdobywam
w górę i w dół ptaki nieśmiałe

deklamuję moje ciało na kolanach
skłonię się gdy cały ogród lilii spojrzy na nas

Czerwcowy Konkurs Jednego Wiersza Łomża 2009


Miejska Biblioteka Publiczna w Łomży


ogłasza
X edycję

Czerwcowego Konkursu Jednego Wiersza

- Łomża 2009

Konkurs przebiegać będzie w dwóch etapach:

I nadsyłanie własnych, wcześniej niepublikowanych i nienagradzanych wierszy na adres Miejskiej Biblioteki Publicznej,
II prezentacja zgłoszonych utworów przez finalistów na specjalnie zorganizowanym wieczorze poetyckim i rozstrzygnięcie konkursu.

Regulamin

1. Konkurs ma charakter otwarty, adresowany jest do wszystkich, którzy odczuwają potrzebę wypowiadania się mową wiązaną - zarówno młodzieży, jak i dorosłych.
2. Uczestnik może zgłosić do konkursu tylko jeden utwór poetycki, o dowolnej tematyce i formie.
3. Oznaczony godłem (znakiem autora) wiersz w 3 egzemplarzach z dołączoną zaklejoną kopertą zawierającą dane autora (imię i nazwisko, dokładny adres, wiek, telefon, e-mail) i oznaczoną tym samym godłem należy przesłać do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Łomży (ul. Długa 13, 18-400 Łomża) w terminie do 15 maja 2009 r. (decyduje data stempla pocztowego).
4. O zakwalifikowaniu do finału, jego terminie i miejscu uczestnicy zostaną powiadomieni.
5. Finaliści osobiście zaprezentują swoje utwory przed publicznością w czasie wieczoru poetyckiego, a oceniać je będzie jury powołane przez dyrektora MBP.
6. Zwycięzca otrzyma nagrodę pieniężną.
7. Jury zastrzega sobie prawo rozdysponowania kwoty przeznaczonej na nagrodę.
8. Publiczność poprzez głosowanie może przyznać swoją nagrodę, którą będzie zestaw książek.
9. Organizatorzy zastrzegają sobie prawo opublikowania utworów zakwalifikowanych do finału bez honorariów, a także możliwość udostępnienia ich prasie, radiu lub telewizji bez zgody autorów.
10. W sprawach spornych ostateczną decyzję podejmują organizatorzy w porozumieniu z jury.
11. Organizatorzy nie zwracają finalistom ewentualnych kosztów podróży
Dodatkowe informacje można uzyskać pod numerem telefonu O86-216-54-81
Konkurs organizowany jest dzięki finansowemu wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego w Białymstoku i Prezydenta Miasta Łomży.

11 mar 2009

Ważką na kamieniu



Ona ciągle ucieka
czasem trzepot skrzydeł usłyszysz nagły
raptownego furkotu zryw
lub trawy syk
pod brzuchem jaszczurki

Chwytasz w siatkę
skrzydlatych myśli roje

Sidła zastawiasz
na płowe sarny oddechów

Wnikasz w jej zieleń
zasznurowaną rzęsami
chcesz się tam dopatrzyć duszy

W leśnych jeziorach rymów
złote rybki słów samotnych łowisz
i zamykasz w akwarium swojej głowy

Zarzucasz lasso
mustangom jej pragnień na szyję

Tygrys na polowaniu -
zawsze czujny i szybki
jak strzała w locie
nie widzisz
że przestała uciekać
ważką na kamieniu przysiadła
czeka…

"Elijana" - Leszek Żulinski



Agnieszce Wesołowskiej

Elijana to miasteczko usypane przez morenę
i zasypane przez czas.
Można tam spotkać Małgorzatę jak co dzień
idzie z koszykiem po pęczek polszczyzny
niezbędnej do ugotowania zupy poezjowej
niczym włoszczyzna do rosołu.

W Elijanie mieszka Jasieniek.
On patrzy na nią przez szpary w żaluzjach marzenia
i rozpływa się w schizofrenicznej wibracji
młodzieńczych pożądań; powietrze niesie bryzę
jego erotycznych westchnień.

Ludzie szepczą po kątach o wszystkim,
czego nie rozumieją,
bo w Elijanie ludzie są tacy jak wszędzie,
a widok odmieńców spędza im z oczu sen
i miłosierdzie.

Małgorzata za wszelką cenę
chce wyjechać w świat, porzucić sen o Jasieńku,
ciemną zieleń Pomorza i złotą nadzieję piasków;
chce podnieść żagle i popłynąć w ramiona
miłości.

A przecież miłość wszędzie taka sama:
za późna na Jasieńka
za wczesna na Fausta.

Miłość wszędzie się mija
jak Małgorzatę na ulicy w Elijanie,
a gdy się człowiek obróci,
nie ma już nikogo;
w powietrzu bryza wspomnienia,
za nią niewidoczna, coraz bardziej
niedorzeczna
młodość.

"Lot dzikiej gęsi" - Leszek Żuliński



Tamtego dnia
Małgorzata podeszła do mnie z takim impetem,
jakby z góry wiedziała, co ma się stać;
z jej ramion zsunęły się brokaty
aż jasność różowego ciała zakuła w oczy
nawykłe tylko do przepatrywania nocy;
czułem pragnienie, które parowało każdą szczeliną jej skóry,
czułem ten dziwny dreszcz, który przebiegał
przez jej kręgosłup,
wpadał między pośladki
i ginął w grząskim moczarze,
skąd dochodziło echo mojego skomlenia.

Kiedy odbiliśmy się od podłogi,
świat wstrzymał oddech,
gwiazdy zaczęły spadać z sufitu na łeb na szyję,
ściany zawirowały jak oszalałe,
don kichot ruszył do szarży
w niemej dzielności
i zapamiętaniu.

Włosy Małgorzaty
tańczyły jak witki wierzby
przeczuwające nawałnicę;
od jej warg odrywał się daleki grzmot,
coraz wyżej szybowały uda rozłożone do lotu,
i nagle z ust dobył się krzyk dzikiej gęsi,
która odbija się od tafli jeziora i wznosi
ku kłębom nadchodzącej burzy.

Potem leżeliśmy obok siebie dysząc.
Małgorzata wyszarpywała pazury z moich pleców,
czesała nastroszone pióra
i gęgała mi do ucha
swoje codzienne
głupstewka.

"Droga do Wiednia" - Leszek Żuliński



Tego majowego poranka zajechał powóz
i Faust z Małgorzatą usadowili się na kanapie,
patrząc jak ich kufry lądują na dachu pojazdu,
potem lekkie szarpnięcie i droga na wschód
zaczęła odwijać się jak rolka z filmową taśmą
(co wynaleziono dopiero czterysta lat później, ale przecież
wszystko ma swój początek nie w faktach, lecz w ideach).

Ze Staufen do Wien było pięć dni jazdy, czyli
podskakiwania na wybojach,
pojenia koni w przydrożnych korytach,
jedzenia w tanich oberżach i przysypiania
na niewygodnej ławce karety lub w gasthausach
rozsianych po drodze.

Oboje jechali gdzie indziej.

Ona chciała dotknąć pępka Europy, zobaczyć szaty
wiedeńskich mieszczek, przejść się po promenadzie nad Dunajem
i zamoczyć koniuszki palców w kamiennej chrzcielnicy Stephansdom,
o którego koronkowych ścianach wieść docierała aż do Renu,
jak i o licznych heurigenach na skraju Wienerwaldu,
gdzie ponoć wino prześcigało mozelskie aromaty;
tak, popatrzeć na inne życie, na innych mężczyzn, na inne kobiety
to tak jakby odbyć drogę na skraj sennej zagadki.

On jechał w głąb siebie.
Każdy wykrot drogi, każdy podskok koła na kamieniu
to było liczenie niespełnień; życie terkotało
jak projektor filmowy w starym kinie, zapach spoconej końskiej
sierści, świst bata, przekleństwa woźniców, cały ten jazz
grał mu w uszach jak urwana melodia przeszłości.
Dłoń Małgorzaty podskakiwała w jego dłoni, a może to serce
obijało się między gardłem a żołądkiem, może to całe życie
chciało się wyrwać na zewnątrz, ale jak tu się rozstać, kiedy
ona jedzie do nieba, jak tu skręcać w infernum,
kiedy ona odwija drogę ku nadziei;

więc jeszcze krok
w stronę idei, wbrew faktom, wbrew wszystkiemu.

10 mar 2009

Leszek Żuliński

Leszek Żuliński (ur. 1949) debiutował na łamach prasy jako poeta w 1971 roku, a jako krytyk - w rok później. Jego książkowe debiuty to: tomik wierszy "Z gwiazdą w oku" (1975) i zbiór szkiców "Sztuka wyboru" (1979). Wydałem dotychczas 5 tomików poetyckich oraz 14 książek krytycznoliterackich. Ta ostatnia dziedzina zdominowała moją aktywność pisarską; uprawia także publicystykę kulturalną i felietonistykę. Ponadto ma na koncie setki wystąpień radiowych, dziesiątki telewizyjnych, wstępy lub posłowia do wielu książek innych pisarzy, antologie i prace edytorskie. Pracę zawodową rozpoczął w roku 1973, po ukończeniu studiów polonistycznych, w ruchu edytorskim (KAW oraz LSW). Potem prowadził działy literackie w tygodnikach "Tu i teraz" (1982-1985), "Kultura" (1986-1987) i "Wiadomości Kulturalne" (1994-1998); byłem sekretarzem redakcji miesięcznika "Literatura" (1987-1994), a od 2000 roku pracuje w TVP S.A. Jurorowałem w wielu konkursach literackich; przez wiele lat był bliskim współpracownikiem warszawskiego Staromiejskiego Domu Kultury; od 1985 roku zasiada w kapitule Warszawskiej Premiery Literackiej. Od 1980 roku jest członkiem Związku Literatów Polskich.
Z ważniejszych nagród literackich: Nagroda Pióra Czerwonej Róży (1985), Nagroda Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu (1989), Nagroda im. Emila Granata (1993), Nagroda im. Klemensa Janickiego (1995) oraz Wielki Laur XII Międzynarodowej Jesieni Literackiej Pogórza w Dziedzinie Krytyki (2002). W roku 2008 jego tom wierszy "Ja, Faust" został uznany za "poetycką książkę roku" na XXXI Międzynarodowym Listopadzie Poetyckim w Poznaniu. Więcej szczegółów w witrynie www.zulinski.pl.

9 mar 2009

"Wróć" - Lidia Żukowska



dam ci to wzgórze
z wiatrem wirującym
i ten dąb z chichotem ptasim
jeśli chcesz

i tę chmurę z głową panny
na wysokim niebie

możesz dostać loty bocianie
najpiękniejsze z ptasich lotów
jeśli chcesz

i pocałunek o poranku
pachnący ziołami

dam ci to wszystko
tylko wróć

"Requiem dla rodziców" - Lidia Żukowska

dzisiaj taka cicha jest noc
i pada śnieg

widziałam kiedyś biel
w światłach reflektorów
czekałam z nosem w szybie
na świętego Mikołaja
gwiazdy spadające z nieba
słały drogę dla świętego
ale on nie przyszedł

przyjechali Niemcy
i zabrali Ojca
i ojca Kaśki
i ojca Barbary
i ojca Teresy
i ojca ...

potem na drodze
stała Matka
Niobe zasypana śniegiem
śnieżne gwiazdy
gasiła noc
wracały do nieba
tylko mróz
grał na łzach
spadały
po twarzy
kulami

"Noś się wysoko" - Lidia Żukowska

noś się wysoko córeczko
jedząc nędzną skórkę chleba
na koronkowym obrusie

noś się wysoko dziewczyno
gdy miłość cię zdradzi

noś się wysoko kobieto
jeśli cię ludzie odepchną

noś się wysoko zawsze
nawet jeśli wdepczą cię w błoto

Remake z wyostrzonym kontrastem społecznym



Popatrzyłem wczoraj przez okno i zobaczyłem czarne ptaki
płaczące pod polskim niebem nad chudymi gałęziami drzew.
Przypomniały mi, że kiedyś stałem pod domem krzyża
i rozdawałem ulotki z powielacza. Nosiłem cukier i herbatę
bohaterom zza łańcuchów, tulących klamki żorskiego ratusza,
a nocami orłom PRONu zakładałem korony...

Popatrzyłem na wspomnienia przez okno - szczelnie zamknięte,
by bieda nie wyniosła ostatniej kromki razowego chleba,
jak wszystkim tym, którzy uwierzyli w wartość swojego głosu.

Moskwę przeniesiono do Genewy, kartki mutowały
w umowy nie spłacalnych kredytów obcych banków.
Wywarzającego drzwi urzędnika bezpieczeństwa
zastąpił windykator o równie bezuczuciowym wyrazie twarzy.
Dzieciom odebrano zbyt drogie pomoce naukowe,
matkom darmową wizytę lekarza, którego recepty
są tylko niespełnialną listą życzeń dla klasy,
która przelewała krew, by czarne wołgi zamieniono
na luksusowe limuzyny.

Rozdając ulotki z powielacza, rozwijałem czerwone dywany
pod stopy politycznego iluzjonisty - błazna mamiącego oczy
obrazami mieszkań, pensji, emerytur i godnej śmierci.

Ojciec po ośmiu godzinach szychty pił piwo w szynku -
ja zaczynam kolejne osiem, by starczyło na czynsz
i kurteczkę dla niczego nie rozumiejącego dziecka.
By mleko było mlekiem, a nie mlekopodobnym produktem,
po którym nawet zęby nie będą miały fundamentów.

W osiemdziesiątych latach, matka zasłoniła mi oczy,
bym nie zobaczył, jak w sąsiednim bloku wyrzucano
patriotę z szóstego piętra. Współcześni bohaterowie
całują synów w czoło i sami wyskakują
z nie swoich już mieszkań. A miast kamieni,
do dna pociągają ich kolejne wezwania z banku.

Czarne ptaki płaczą nad polem stanu wojennego.
Na prochach nie wyrosną kwiaty,
póki hieny sobie będą malować maski krwią bohaterów,
których nazwiska są już tylko chwytem marketingowym.

8 mar. 2009

Wcielenie kobiety



Pochylam się nad miejscem za stołem
Gdzie siadałeś pogrążony nad platońskimi
Wizjami, znajome natchnienia, czułości
Unoszą się utrwalone w słowach

Bardziej samotna niż kiedykolwiek
Powracam do granitowych kostek
Mahoniowych desek, kaszmirowych
kap, lnianych zasłon, weneckie murano
powieszę nad stołem, przysłonię
pytającym jarmarczne obrazy
odnaleźli w nich piękno

Łatwiej mnie pokochać niż
Zrozumieć moją więź z Artemisią
Zadręczona jak Judyta odcinam
Głowę Holofernesa, nienawiść
Do zdradzonego ciała na chwilę
Wyciszą jadowite dłonie,
Duszę wzruszam oprawcy
Wygładzę płótno, poczuję pewność
Jej machnięć, krwi strugi zeschnięte

Pochylam się nad twoją twarzą
Leżysz obok niewzruszony wyznaniem
Odtąd wpasowana w skórę jak ulał
Świadczyć sobie będziemy
Umiłowanie – jutro nic nie zmieni
Chyba, że mam ci przedstawić ofiarę

Dialogi z Niebem I-III



I

Ostatnie wino! Do ptasiego mleczka, najlepszy wybór, jedyny…

-kochałaś?
- a ty nie?
- nie znasz tego, prawda?
- nie wiem, może to, co czułam, to nie była miłość, może to jedynie pestki malin utknęły na dnie?
Może to, było tylko snem? Na krągłych biodrach ukradkiem spoczęły westchnienia, a to, co czułam, kiedy słowami włosy odgarniał z oczu, by, choć cień miłości wykraść z nich dla siebie, by utrwalić zapach wonnych truskawek… tępy poranek, nie wiem, hm.
- dlaczego znów się uśmiechasz?
- jak nie śmiać się, kiedy usta płoną, gdy czują ten smak, nawet nie wiesz, jaki to nektar z moimi malinami!
Napełnia cię w końcu, i mówisz, jeszcze raz! Jeszcze raz! I bez końca powtarzasz, popijając winem słodkie imię miłości
Wspomnienia wonne są, czujesz?
- kochałaś!
- a ty nie?

II

Nie zdążyłam jeszcze po wino, więc z jego braku, zagryzamy ananasy z nalewki.

Śmiech wypełnia czerwony pokój, leżymy w czarnym aksamicie…

- pamiętasz, kiedy pierwszy raz poczułaś, jak ogień w tobie pulsuje?
-halo, przepytujesz mnie?
- uczę się!
- oj, ode mnie się nie ucz, utoniesz w rozterkach, iść nie iść, całować nie całować, mówiła, że to truskawki na malinach! A to popiół i basta!
- no proszę, opowiedz, Margo, obiecuję, tajemnicę zaszyję dratwą z włosów, obiecuję!
- hm, no dobrze... jezioro jak z marzeń, szafirowe, a w nim tonął zachód słońca, tylko podpłynąć chciałam, by ostatni promień, no tak wiesz, sprawdzić, czy zdołam do rana przechować w kajaku, ukradkiem w kojącą wodę za mną podążył, tak ciemny, jak mrok w kącie się czaił, złączeni w wodzie, co gasiła zmysłów eksplozję, pozwoliłam gładzić uda i rozchylać wargi gorące…

Czy muszę robić wykład z pierwszego razu?

- błagam!

- spadaj!

III

Zagryzając ptasie mleczko
Wino się skończyło, ostatnie dwie słodkości:

- płakałaś przez faceta?
- niemów, że ty nigdy?
- no coś ty, nie płaczę przez mężczyzn!
- za każdym razem, kiedy facet mnie zabija, obiecuję sobie, że już nigdy nikt nie zapuści we mnie korzeni, że blasku nie wyrwie z moich oczu, nie poczuje tych malin zebranych o wschodzie, tnę żyłę na czworo zatruwam ją jadem, podpisuje pakt piórem pawim, NIGDY WIĘCEJ!
- dałaś się przeniknąć, niczego się nie uczysz!
- a może ja chcę te cholerne maliny rozdawać, pragnę korzeni, co podlewać będę marzeniami, snami, godzinami w oknie leniwie siedzieć lub krzyczeć, Polska gola!
- nie, mów, zwariowałaś?
- uhm!

już wiesz



głośniej
każdy szept zdradza intencje

więc trzeba kombinować
poszukać innych dróg i koniecznie na skróty

nie ma już czasu

wbijam szpilki a potem
niedobrze mi od naciąganych uśmiechów
nie pamiętam nie chcę

wszystko dobrze
gdy zapomnę udawać

31. 01. 2009

teraz już wie


na swojej skórze
uczę się

pobiegłam
ale nie pytaj dlaczego akurat teraz
nie potrafiłam powstrzymać łez
poplątałam emocje gubiąc
bieg
trudno jest kolejny raz powiedzieć
to nic tak ci się wydaje
kiedy noc tańczy na jasnych włosach
myśli jak bąbelki szampana
uderzają do głowy
uciekasz
za późno na odpowiedź
za myślą wpław
poddaje się
to nie tak

13 luty 2009

bo jesteś



dojrzałam już
bo nie pytam o listy

dobrze mi kiedy cisza
utkana z milczenia drga
ty uciekasz

znów pachną kwiaty
w doniczkach

więc nie wiem czy to dobrze
czy wystarczy mi
powrotów i rozstań

obiecasz
oby do wiosny


30. 01. 09

------

Pod wpływem wiersza Ty wiesz Mariusz

Beata Więckiewicz


Urodziłam się w Bieszczadach, dzieciństwo i młodość spędziłam na Śląsku. Od 8 lat mieszkam z rodziną na Mazowszu. Jestem wrażliwą i otwartą, pełną życia osobą, czerpię radość z tego co robię i z nadzieją spoglądam w przyszłość. Zakres moich zainteresowań i fascynacji jest bardzo szeroki... a wiersze piszę od zawsze... w szkole podstawowej zdobyłam nawet wyróżnienie za wiersz o wiośnie. W 2007 roku w III Ogólnopolskim Konkursie Literackim Jednego Wiersza, zdobyłam nagrodę literacką za wiersz pt. "bez/senna". Od pięciu lat dość intensywnie zajmuje mnie pisanie wierszy, czerpię z tego ogromną satysfakcję. Oprócz poezji, amatorsko zajmuje się rysowaniem, malowaniem i fotografią cyfrową. Bardzo lubię śpiewać i grac na gitarze.

8 mar 2009

Yeti



Zostałam sama w tym lesie z liter
To już nie jest zabawa
Żadna wycieczka czy majowy biwak
Przedzieram się przez gąszcz
Krwawi mi skóra, mam zwichniętą nogę
Bywa że znajduję polanę, oazę spokoju
Krajobraz już nie ma przede mną tajemnic
Zobacz. Ciągle mówię zobacz?
To ten punkt
Można w nim rozmawiać z Yeti

7 mar 2009

* * * - Wojciech Hieronymus Borkowski



Samuel Beckett podróżuje
wagonem klasy drugiej
okazuje się
że mówi świetną niechlujną polszczyzną

zapatrzony głęboko
w najpłytsze kąty
odgarnia wizjami
zwierzenia zachrypiałego blondyna na kacu

wystarczy przewertować twarze
by odczytać całą historię świata
od Talesa zaczynając do Joyce’a i Ionosco
a potem zwinąć mapę zmarszczek
i postawić obok krawędzi
skruchy i niedowładu

jest okazja żeby zapytać
o zepsute kraty
obolałe pleśnią

teraz Beckett odsłania
zawarowany wojskową kurtką
fragment okna
lecz zobaczy tam wyłącznie
szybę

Godot
w końcówce
przyszedł

List do Dantona z portretu Greuze’a - Wojciech Hieronymus Borkowski



mon cheri Georges – Jacques –
żeby nie było między nami niedomówień
la siècle lumiére nigdy nie był moją ulubiona epoką
pomnikowcy typuVoltaire Diderot Smith Franklin
wywoływali u mnie oczopląs
nie przeczę
Baal Szem Tov Giuseppe Balsamo de Sade Swedenborg
zwracali moją uwagę szukając światła gdzie indziej niż oświeceni
rewolucji francuskiej zupełnie nie mogłem strawić
ułożyć zapamiętać
( być może z powodu długo nieuświadomionego monarchizmu )

żigolaku –
przemknąłeś się jak zaćmienie słońca
ucztowałeś królewsko pod gilotyna delektując się własnym padłem
i pijąc krew pięciominutowych pomazańców
pokazałeś tłumowi zombie język
uwodząc Przybyszewską okłamałeś interpretatorów

nauczyć się od ciebie mógłbym wiele
ale nie wiesz którymi pociągami jeżdżę
może kiedyś na Gare du Nord wspomogę cię złamanym euro
ale póki co
nie pisz do mnie przesłań nie nachodź w Arcis – sur – Aube
nie inwigiluj też Luizy Gely
szczególnie gdy próbuje wydusić ze mnie parę kropel spermy
zapal cygaro w Mulin Rouge i idź na służbę do Bocassy I –
àprés vous le dèluge – car tel est notre plaisir

5 mar 2009

Rumieniec



podwójne siebie-widzenie to walka wewnętrzna
- kocham Ciebie, jako że Ty do mnie
a nie ja za Tobą pełznę.
- jaka głupia, znów te wzloty, za najwięcej dwa dni
smakować będzie łzy, spod siebie wytarte.

ale ja Cię pokochałam, bo mnie słowem dotknąłeś, Ty
Alvaro kobiecej nadziei, Ty
dusza artysty, splamiona zachodnim obyciem, Ty
godny splunięcia, paskudny dręczyciel.

stabilność moją zakłócasz pozorem
tak pięknie obrzucasz kwiaciarnianym okiem,
lecz w myśli Twojej jest krótki wniosek -
zapchaj dziura na luki wieczorne.

tak. mogłeś oznajmić wcześniej,
że dotykasz mapą wilgotne blondynki.
nie zadawaj więcej nadrannych pytań,
czy nie marzę o seksie?

ponoć skromny jesteś w-tych-sprawach
rumienisz się na drobną wzmiankę
jednak na rozładowanie emocji
przyjaciółka zawsze się znajdzie.

Następnym razem, choć takiego nie będzie
nie mów, że jestem głupia i sztywna
kiedy zero wyjasnień.
Nie podczepiaj pod siebie, nie tresuj jak pieska.

przez antydekalog nie dołożysz mnie do stosu koleżanek
bo nie wiesz, że co ranek proszę o Twoją porażkę.

Irmina Leoniuk


Układam domki z kart, puszczam latawce biegając po dachach. Teorie układam w zaciszu własnych zakamarków. Dłońmi zakrywam lewo, prawo i patrzę na teraz. Jestem na etapie myślenia o spełnianiu pragnień i zabierania się za wszystko, co własne. Poezja to dla mnie aż! ujście emocji, to sposób na dotknięcie świata z innej strony, bo świat także potrzebuje czułości. I mimo, że żadne we mnie mądrości, to wiem - na ich szukaniu, za Miłoszem, całe życie zbiegnie.

4 mar 2009

"Okno z widokiem na Wezuwiusz" - Eligiusz Dymowski



Zatoka Neapolitańska nocą
wygląda jak rozżarzony krater
lawą płynące światła
przypominają pamiętny dzień
zniszczenia Pompejów

Zagłada zawsze przychodzi
w najmniej oczekiwanym momencie

Najwyborniejsze wino
usypia czujność bogów
odprawiających rytualny taniec
grzechu i śmierci

Szkielety ludzkich ciał
odarte z nagości
nie wzbudzają już odrazy ani współczucia

To co prochem stać się miało
dokonało się

Posejdon rozpoczął kolejną wojenną wyprawę
ludzie uwierzyli we własne bóstwo
nakładając koronę pysze

Tylko Ten co stworzył wszechświat
milczy
aż do ostatniego wybuchu
Apokalipsy

* * * - Eligiusz Dymowski



Kiedy myśli płyną pod prąd
nie ufaj falom
przestrzeń uwodzi
jak namiętność
oplata szyję
mami pewnością

kiedy myśli płyną pod prąd
zawczasu
dogadaj się z Losem
o najmniejszy szczegół

bo żyć - nie znaczy
godzić się na przetrwanie
Eligiusz Dymowski

Góry


Tam gdzie serce ciemności
W Morskim Oku mieszka
Dwie postacie ludzkie
W lawinie mgły giną
Pod gradu siekącym biczem
Ziemia z bólu wyje

Wtem przejaśnia się cichnie
Ciągną pasma słoneczne
W malowanie drzew
Lazur wsparty o szczyty
Narasta w śpiew
Jakiś kwiat liść jaszczurka
W aureoli mchów
Wije się złoto – bezpiecznie
Jakby w ocean gór
Zstąpiło zachwytu ocalenie
Radosny Bóg

Czysta kartka przede mną




Uchylam bramę skojarzeń
przez szczelinę
wylatuje ptak
gubiąc pióra

Zbieram wszystkie
i słowom przyprawiam
by je ubrać w lot białych jaskółek

Zegar wbija wskazówki
w nadgryzione jabłko czasu
dwanaście razy

Zadzieram głowę
gwiazdy nieruchome
przyszpilone blaskiem
do płótna nocy

Księżyc pęknięty

Czysta kartka przede mną
wirując
w zwolnionym tempie
pokrywa ją puch

Moja czerwień śpiewa



Wiatr już nadcicha pod drzewem

Żaglem złotym świecąc
przycumowana do tafli nieba
chwieje się łódź

Postać przybysza już widzę

Kamieni pod stopami
coraz głośniejszy
zbliża się chrzęst

Włosów związać nie zdążę
ani wygładzić sukienki

Ociera się o mnie solą
a pod perkalem
moja czerwień śpiewa

Mokre kwiaty rozkoszy
pocałunków wiklinowe kosze
przede mną postawił
skóry korzenny zapach
przywiózł mi w darze

Smak daktyli czuję w ustach
a moje prześcieradła
ciągle pachną
cynamonem

Emma Ernst

Jestem absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego. Moja przygoda z poezja zacząła się w styczniu 2009 roku :-) wtedy napisałam pierwszy wiersz, a później już nie mogłam przestać i tak jest do dziś. Jak długo potrwa moja fascynacją tą formą komunikowania się ze światem - nie wiem...Niestety wszystkie moje dotychczasowe pasje były przejściowe, ale mam niejasne wrażenie, że tym razem jest inaczej. Chyba zanosi się na coś poważniejszego. Z ogromną przyjemnością odkrywam w sobie obszary, których istnienia nawet nie podejrzewałam. Poezja, będąc językiem bardzo pojemnym, uniwersalnym i ,,skondensowany" daje ogromne możliwości, choć nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będzie to również mój język.

Szlakiem Starego Mędrca


Intymnie,
Krawędź po krawędzi,
Składam
Z moich myśli origami,
W nadziei, że odrzucę twarz Persony.

Wtedy!
Dryfujący, piękny, wielobarwny motyl,
Powiedzie mnie
Do centrum wszechświata,
Gdzie miłością czas płonie.

I rozedrga
W zakamarkach mojej duszy,
Delikatnie,
Światłym skrzydlatym pyłem,
Zimne, okryte cieniem przestrzenie.

Spleen


postać przy kontuarze.
zdumiona, choć może
jak kiedyś – nie, jakby
bardziej zmęczona o zamglonych oczach
oddycha choć martwa, o tak.

to była za długa godzina
o te kilka zdań,
które roztrzaskały się o opary ducha
w pokoju wypełnionym
czterdziestopięcioprocentową zjawą.

przy stole pusto i cicho
a wokół niego,
morze bitego szkła.
i Nadzieja gdzieś pod sufitem
karcona śmigłami wiatraka.

to była za długa godzina,
nie warta tych wszystkich zmian,
przez chwilę coś się tliło.
jednak kilka pijanych zdań i...
przecież umierała od lat.

Za kurtyną powiek


obserwuję cię -
schowany pod parasolem nocy
z gwiezdnym pyłem chwytam czas,
zasłonięte mruczy światło - maluje akt.

siedzisz ciepłym tchnieniem
bursztynowej lampki otulona.
płonące myśli między udami
rozkosznie pielęgnujesz,
wspomnieniem ostatniej nocy
namaszczasz swój świat.
obmywając wstyd, wartkim
z brązowej studni strumieniem,
srebrnym wzrokiem
z okna płyniesz w mgłę.
w lepkim mroku
wilgoć ciepłem dusi,
nasłuchujesz,
znajomego odgłosu kroków.

zmoczony mżawki dreszczem
twarz w dłoniach chowam,
łapię szybko dech, pragnę znów
zanurzyć się w twoim ciepłym świetle.

Paweł Ordan


Studiuję, pracuję, w wolnych chwilach konfrontuję moją rzeczywistość ze świadomością, czego wyniki staram się przedstawiać w postaci zdjęć, muzyki i krótkich form literackich. Mam za sobą publikację w "Antologii poezji" wydaną przez Grupę Młodych Artystów i Literatów.

Tak widzę siebie i swoją rolę na jednej z wielu dróg, które wybrałem:

Myśli ulotne są jak wiatr - często nie do uchwycenia. Biegam po ich bezkresnych przestrzeniach wymachując siatką na motyle - wyłapuję poszczególne zdania - by ocalić je przed zapomnieniem.

2 mar 2009

Powrót do domu


Za szybą samochodu łąka
Rozlewisko Muchawki
Drewniany dom
Pomiędzy jestem a jesteś
Płynność rzeczy
I niezawodny wiatr
Podciągam wyżej golf
Snuję czerwoną nić
Niedokończonej
Wczorajszej rozmowy

Wrócę

Stanę przed tobą
Otwarta jak nasz dom

Pomiędzy jestem a jesteś
Klepsydra
Zaciśnie ziarenko piasku

Odpocznę

Maria Kryńska- Szostak


Debiutowałam zbiorem wierszy "Prawda ciebie kocha" (1991, Siedlce) wydanym w bardzo niskim nakładzie (300 egz.). Kolejny tomik nosi tytuł "Kształt chwili schwytanej" (1998). O tym ostatnim Adriana Szymańska w "Przeglądzie Powszechnym" napisała: "swym drugim zbiorkiem potwierdza wiarygodność swego statusu poetki". Jestem laureatką Ogólnopolskiego Konkursu "Człowiek - Dobro - Piękno" (jury: R. Śliwonik, Z. Brudnicki, A. Zaniewski). Moje wiersze znajdziesz również w tomikach pokonkursowych "Polska Miłość 93" (Lubin, 1993), "Sztuka Chodzenia. Almanach Konkursu Poetyckiego Radia dla Ciebie" (1997), w "Sycynie", antologiach "Niech czytają siebie z nas" (Siedlce, 1996), "Wieczory" (Siedlce, 2002), "W naszym ogrodzie" (2007). Obecnie publikuję w "Kwartalniku Kulturalnym Kozirynek". Zapraszam również na mój autorski blog.

Dialog z Niebem bez serii


- Tak, znałam go
- dlaczego mówisz, znałam?
- jak wypijasz ostatnią kroplę rumu z butelki, to już jej tam nie ma, tak?
- noo, i?
- a lubię rum, pewnie dlatego, że mam patent sternika, i jak już wiem, że się kończy, to czuję: o! Dno, szkoda, a po nową butelkę nie chce mi się iść do sklepu. Sama się nie przyniesie, więc mówię, miałam rum.
- ale rum, to nie on!
- ale rum też kocham, zrozum, on sam przeciekł, sięgnął dna, i jak widzisz, nie napełnia się, tym bardziej we mnie.
- smutne
- nie bądź niemądra, jeżeli facet daje ci odczuć, że interesuję się tobą tylko w momencie słabości, a kiedy nabiera pewności i świat go podziwia trzyma cię w odwodzie, jako koło ratunkowe, to tylko wierności dochowam butelce rumu.
- ale…
- co, ale, nie ma ale, gdyby udało się mnie przerobić na jakąś rzecz, przycisk do papieru, dotykałby mnie codziennie, albo pióro, pocierałby mój grzbiet i pieścił w ustach, albo na filiżankę, oblizywałby moje wargi i spijał ze mnie, najcenniejsze herbaty, a tak, przewracam się na łóżku, w białej pościeli widzę moją opaloną skórę, obwąchuję wgniecenie w poduszce, tak, tak i słyszę jak w gabinecie, klawiatura odbija się od jego palców, być przyciskami pragnę, a tu rum się skończył, a facet dno.
- jęczysz, możesz coś z tym zrobić!
- tak, jutro kupię dwie butelki rumu.

1 mar 2009

Jesienność



"Naszym dachem jest melodia gwiazd,
pod którymi tańczyłaś
tej pierwszej jesieni.
Zamknęliśmy je w złotych kręgach
i powiesiliśmy na sklepieniu
wszystkich dążeń i planów. "*

* Marek Olszewski-Dom banalny

wtedy nie wierzyłam
że cokolwiek może się spełnić
dni były deszczowe, a listopad
mglisty

dziś wiem
że każda tamta chwila
prowadziła mnie
do twoich zmarszczek, siwizny
i tego niepojętego ciepła

nauczyłam się
dorastać do ciebie
zasypiać równoważąc oddechy,
kiedy tańczyliśmy - gwiazdy pływały
wokół nas zazdrosne o te chwile
wspólnego planowania

zamknęłam oczy
i to nie może być sen
skoro nadal trzymasz moją rękę
a ja ubrana w twoje spojrzenia
płynę przez wieczność

uwierzyłam
że jesteśmy

Czyżby dorosłość?



dorosnę kiedyś
do melodii życia zanim
wyblaknie atrament dorosnę
do prawdziwej poezji
*

dorosłam.
i co z tego jeśli
mama nadal nie może
porozumieć się z ojcem
a mnie zamknęli oczy
na nieprawidłowości

kiedy zaczęłam
chodzić innymi drogami
nie chcieli żebym
uczyła się latać

dorosłam.
i po co
skoro nadal nie umiem
suszyć atramentowych ścian
podobno brak mi czasu na poezję
twierdzą znawcy
nie pytając nikogo o zdanie
a ja nie lubię się kłócić
dlatego znikam
między słowami


poezja wraca czasem
w przeżyciach bez świateł
rośnie w zakamarkach
mądrzejsza o każdy dzień

dorasta razem ze mną



*Niedorosłość nie boli

Paranoja




z tęsknoty powstałam
a cienie przeszłości obrócone wniwecz
zamienię w krew


nie pamiętam jak wygląda świat
przez dziurkę od klucza
nie kręci mi się w głowie
posadzka też inaczej skrzypi

nie jestem krzyżem
którego dźwignąć nie można
w pojedynkę
nie jestem koroną z cierni
połamaną schematami
nie jestem złotą klatką

zatrzymaj we mnie światło
dopóki nie zgasną życia
poprowadzę cię przez mosty
i kamienie
bezpiecznie

nie jestem prawdą
złudzeniem i życiem
a jestem odbiciem serca
w tafli jeziora i lustrem

jestem tęsknotą cierpieniem
i drogą którą wybrałeś
świadomie

pamiętam
że jestem w tobie-szczęśliwa

Maria Ewelina Nowak


Maria Ewelina Nowak, urodzona w Kielcach w lipcu 1986 r. Obecnie studiuję na UJK filologię rosyjską ze specjalnością biznes. Piszę od dawna, publikuję głównie w Internecie, choć można mnie też znaleźć w Poetyckiej Poczcie Wici, miesięczniku kulturalnym Teraz i tomiku "wiersze drugie" wydanym przez DŚT. To pewnik. Reszta jest niepewna i zmienna jak pogoda. Kiedy świeci słońce - śmieję się, gdy pada deszcz - biegam po kałużach. Do życia bardziej niż powietrze potrzebni mi są ludzie. Staram się swoim istnieniem nikomu nie robić krzywdy... Miłość dodaje mi skrzydeł, a proza życia najbardziej inspiruje do pisania poezji...

Relikt III (spełniony)


Przeglądałem dziś kredki, którymi ryłem autografy w twarzach.
Bezbarwna, przymglona, w kolorze zdradzonych ucieczek,
malinowa, niespełniona o smaku tabaki, uznana, niewskazana,
z kawą, z sokiem młodej macicy i... Rubinowa o woni testamentu.

Ta sama którą rozpoczynałem pierwszy tekst
i zamykałem pointę wyliczanki rozsypanej po Polsce.
Nabrzmiała lirycznym nasieniem.
Budząca ze snu Młodego Boga,
którego z ust kwiaty spłyną na nagrobną tablicę
wieńczącą dorobek tworzenia
i który będzie tego dorobku wersem kolejnym.

Relikt zdjęty z ołtarza, któremu się modliłem,
szlajając się czarnymi wstęgami, zdobionymi śniegiem i deszczem;
ocierając ramionami portale nowych nadziei i halucynacji.

Ten któremu oddam władzę zwierciadeł, by mógł wtopić je
w sęki doświadczeń matki, ukryte pod fundamentem żeber.
Poniżej, niżej - gdzie wino, chleb, religia na jutro i na zawsze.

26 lut 09