27 kwi 2010

"wiesz co jest smutne (?)" -Paweł Artomiuk




gdy mówisz w pustkę
aż zacznie tobą
oddychać

dlatego brzydzę się jutra
na kartkach zdzierając paznokcie
wciągnięty w odmęt
odkupienia

i proszę byś podał rękę
a ty ręce masz
krótkie

- i to jest smutne
bo wiem że w tobie
umieram

Warszawa, styczeń 10

Opinia p.L. Żulińskiego na temat wiersza "Przymierze" - Aleksandry Naumowicz



"Przymierze"- Aleksandra Naumowicz


Plemiona rozstąpiły się
Koczownicze życie chatą marzeń o planecie innej
Zastąpione zostało
Stopy prowadzące do latarni
Zagubiły trop
Zagubiły mapę złudzeń
W bieli zamieci przerażającej -
Jak słowiki drżące o poranku wiosny
Gdzie obietnice wobec drzew
Złamaliśmy
Gdzie mlecze zamroził oddech
By serce w nich nigdy nie odrzuciło puchowej pierzyny Wiecznego Śniegu
Wiecznego Zagubienia
Wiecznego Zatracenia
Zapomnieliśmy o czasie
Z którym kolejne traktaty
Podpisywaliśmy
Wołanie o pamięć i sen wieczny
Jak echo z kamienia na kamień
Po górskim strumieniu
Skacze
Zapomnienie wiele razy zawitało w bramach
Cmentarzu Dębów
Zawiedzenie tylko kolejnym wersem wypisanym
Na ziemi skostniałą gałązką
Odrzucenie po raz kolejny spadło
Na igły zmrożonych traw jak zgniłe jabłko
Ciemna nimfa przebiegła jak nieme ostrzeżenie
Głos zza krzaków porzeczek
Ile razy liść może wybaczyć?


Ten wiersz na pewno jest dowodem dobrej, intrygującej wyobraźni poetyckiej. Jest w nim to, co cenię w „poezji wizyjnej”, coraz rzadziej – niestety – pisanej w naszych czasach. Myślenie takimi „wielkimi obrazami” to coś somnabuliczno-profetycznego; poza tym jest to „ładne” i „bardzo poetyckie”. Może w nielicznych partiach pobrzmiewa tu zbytni patos, ale mnie nie razi. Raczej razi mnie nienaturalny szyk zdania we frazie „Koczownicze życie chatą marzeń o planecie innej”; może tekst jest trochę przegadany... – ale marudzę, bo muszę, hehe

25 kwi 2010

Opinia p. L. Żulińskiego na temat wiersza "Od strony horyzontu" - Arlety Cłapy



Od strony horyzontu" - Arleta Cłapa


Ktoś woła, więc idę w siebie. Na hasło, które otwiera wspomnienia.
Od podwzgórza, przez serce, aż po drogi żółciowe, w trawy
podszyte koronką białych stokrotek.

Słońce wchodzi łukiem w wodę,
długa szyja mostu wrasta w nabrzeża. Warta wije się
miedzianym wężem. Rdza w zbożu i martwa fala

kłosów zabiera chleb. Na pół przecięty jałowiec
wtulony w zachodnie skrzydło klasztoru
spowiada się z iglastych gałęzi. W pokutę, zmiana miejsca
stałego meldunku. Brak tajnych spotkań z nalewką na artretyzm
u dziadka Edka. Noc grymasi. To zabiera sen, to oddaje.

Opinia:

Znakomity wiersz, znakomity! Ta długa szyja mostu wrastająca w nabrzeże – genialna! Widać potencjał wyobraźni i świetne radzenie sobie z trudną materią myślenia za pomocą metafory i w ogóle języka poetyckiego. I cały klimat, wszystkie obrazy tego wiersza – bardzo piękne, bardzo poetyckie. Moje gratulacje!!! Habemus poetkam?

Opinia p. L. Żulińskiego na temat wiersza "Umieranie" - Marii Kryńsnkiej-Szostak



"Umieranie " - Maria Kryńska-Szostak


zamilcz jak wyspa
UMARŁYCH

niech ucichnie
dłoń kryształem
CIEŃ bezruchem

kształt ostrym
KONTUREM
sztyletu

wówczas i JA
z zimną krwią
zeskalnieję

Maria Kryńska-Szostak

Opinia

Dobry wiersz! Wyrzuciłbym tylko słowo „ostrym” i skasowałbym te kapitaliki, czyli duże litery – ich zastosowanie wydaje mi się po prostu zbędne. Inna refleksja ogólna: proszę zauważyć, że ten wiersz jest niejednoznaczny, tzn. można go czytać jako specyficzny erotyk, ale także na kilka innych sposobów interpretacji (domysłu?). Poezja nie tylko ma do tego prawo; poezja „niejednoznaczna” jest na ogół bardziej ciekawa od tej „jednoznacznej”...

22 kwi 2010

Opinia p. Piotra Kaczorowskiego na temat wiersza"Gdzie spadają nasze gwiazdy" - Judyty Ciszewskiej



"Gdzie spadają nasze gwiazdy..." - Judyta Ciszewska

Przeszło po mnie wszystko co do Ciebie należy,
pokręciło się chyba tak gdzieś po sto razy.
Upadało po drogach Ty żeś głupi mi nie wierzysz,
szybko przechodzisz przez te ciężkie życia mosty.

Ocierasz swe poty suchymi liśćmi z drzew
a ja się zastanawiam jak długo to będzie już trwało
i czy Twoje każde szepty muszą mnie boleć,
kiedy kolacje będą wreszcie romantyczne,
gdzie spadają nasze gwiazdy kiedy my razem konamy
na Kazimierzu Dolnym - tam gdzieś pod schodami..


Nie miałam nigdy Twojej koszuli na sobie,
długo musi namęczyć się człowiek ocierając łezki.
Doskonale przecież to ja wiem, że każdy by tak chciał
na cierpienie dmuchnąć i nie patrzeć jak gdzieś leci..


OPINIA:

Po pierwsze w tytule można się doszukać nawiązania do Krzysztofa Kamila Baczyńskiego z okresu przedwojennego, gdy opisywał plaże we Francji wraz ze spadającymi gwiazdami. W pierwszym wersie pojawia się słowo, które funkcjonowało w mieście
w zimie 2009, wszystko i nic. W kolejnym wersie znów widzimy kolejne słowo klucz, pokręciło się, co może być nawiązaniem do tańca, kiedyś mówiło się Danse Macbre,
a teraz raczej mówi się Danse Ombre, czyli taniec cieni. W kolejnym wersie znajdujemy dwa słowa klucze, drogę i wiarę, czy drogę i wiarę Stachurową tylko autorka wie.
W kolejnym wersie znajdujemy kolejne słowo klucz – most, jak w wierszu
„Chrystus miasta”, że zacytuję „tańczyli na moście, tańczyli noc całą, zbiery, katy, wyrzutki, wisielce, prostytutki”. W kolejnej strofie, w pierwszym wersie widzimy stary
i dobry motyw poezji, liścia i drzewa. Suche liście są na jesieni, gdy siada się pod kocem
z kubkiem herbaty i pisze się wiersze, a drzewa szumią i szumią. Drzewo to też symbol rodziny. W kolejnym wersie widzimy grę słów „już trwało”. Jest tutaj wymieszanie czasów, czasu teraźniejszego, po czym następuje czas przyszły, po czym czas przeszły,
a cały wers kończy się jak kropką, w formie wyrazu bez czasowego, czyli jakby wiecznego. W mieście, w sklepach, czasami ludzie powtarzają „któro”, na pytanie,
któro mleko Pani chce. W kolejnym wersie widzimy nawiązanie do Manueli Gretkowskiej,
i odwiecznym skutku ubocznym literatury, czyli szeptuchami. W kolejnym wersie widzimy znajdujemy zdanie po prostu, takie jak kolacje romantyczne powinny być.
W pewnej grupie kolacja romantyczna to pizza zrobiona wspólnie i czerwone wino,
a tle lecąca lista przebojów Programu Trzeciego. W kolejnym wersie widzimy,
że wiersz jakby rozpoczynał się od początku, że ten wers jest granicą i rozpoczęciem, znacznikiem miejsca w wierszu. Mi osobiście słowo konanie, kojarzy się ze słowem koń. W kolejnym wersie widzimy poprawne użycie „w” i „na”. Mówi się w Kazimierzu nad Wisłą oraz na Kazimierzu w Krakowie. Kolejna strofa jest oddzielona podwójną znacznikiem, jakby podwójną pauzą, podwójną ciszą, podwójnym przerwaniem. W pierwszym wersie widzimy słowo Twojej, a w pierwszej strofie pojawiło się słowo Ciebie. I znów
w tym wersie jest relatywizm do pierwszego wersu, pierwszej strofy. Tak jakby trzecia strofa była klamrą pierwszej strofy. W kolejnej strofie widzimy słowo człowiek,
a pewna poetka określiła współczesnych mężczyzn nie mężczyznami, lecz ludźmi.
Poza tym w tym wersie znajduje się poprawne ułożenie słów. Mówi się „namęczyć się”,
a nie „się namęczyć”, podobnie jak żyje się, a nie się żyje. W kolejnej strofie widzimy dwa przeciwieństwa, ja-my. Nie są to do końca przeciwieństwa,
lecz niejako wyekstrahowanie z grupy, z my, ja. Mówienie osobistym głosem ja,
a nie głosem grupy my. W ostatniej strofie znajduje się słowo dmuchnąć, podobnie
jak piosenka „dmuchawce, latawce, wiatr” Urszuli. Ogólnie rzecz ujmując ostatnia strofa wiersza mówi niejako o papierosach, jakby palonych na przystanku autobusowym.
Reasumując, wiersz uważam za bardzo udany.

18 kwi 2010

***Na polskiej - Bogna Kurpiel



Na polskiej i rosyjskiej ziemi
szumią drzewa jednako.
Ptak zakwilił poranną modlitwę.
Pierwsze takty - Katyń.
Stewardesa, Żołnierz czy Prezydent
Człowiek, Człowiek ginie!
A deszcz w swym miłosierdziu
obmyje winy ojców
by synów w cierpieniu zjednoczyć.

"Na twój obraz i podobieństwo" - Marcin Pawlicki




Czasami wolałbyś nie istnieć no przyznaj się
do stworzenia jak ci to wszystko głupio wyszło
nawet nie bokiem
rośliny kwiaty drzewa domy
i rozwłóczone samochody
przereklamowane pory roku
każda z osobna
zwierzęta nawet największe
człowiek
więc czasem zastanawiam się
czy aby na pewno
mam twoje serce
nie wiem i wzdrygam się
na twój obraz i podobieństwo

17 kwi 2010

"Przymierze"- Aleksandra Naumowicz



Plemiona rozstąpiły się
Koczownicze życie chatą marzeń o planecie innej
Zastąpione zostało
Stopy prowadzące do latarni
Zagubiły trop
Zagubiły mapę złudzeń
W bieli zamieci przerażającej -
Jak słowiki drżące o poranku wiosny
Gdzie obietnice wobec drzew
Złamaliśmy
Gdzie mlecze zamroził oddech
By serce w nich nigdy nie odrzuciło puchowej pierzyny Wiecznego Śniegu
Wiecznego Zagubienia
Wiecznego Zatracenia
Zapomnieliśmy o czasie
Z którym kolejne traktaty
Podpisywaliśmy
Wołanie o pamięć i sen wieczny
Jak echo z kamienia na kamień
Po górskim strumieniu
Skacze
Zapomnienie wiele razy zawitało w bramach
Cmentarzu Dębów
Zawiedzenie tylko kolejnym wersem wypisanym
Na ziemi skostniałą gałązką
Odrzucenie po raz kolejny spadło
Na igły zmrożonych traw jak zgniłe jabłko
Ciemna nimfa przebiegła jak nieme ostrzeżenie
Głos zza krzaków porzeczek
Ile razy liść może wybaczyć?

"Fair Play (z cyklu "krótkie prawdy o życiu") " - Tomasz Zawadzki



Nie chciałam ciebie znów zranić-
czysta z niej hipokryzja przemawia.
Gra między nimi trwa dalej.

"Na starość /anagram słowa w każdym wersie/ (z cyklu "Krótkie prawdy o życiu")" - Tomasz Zawadzki




Jest taka planeta, a na niej apelant,
esownik, który często wysnuwa wniosek:
moja karawela to barwna akwarela,
gdy twoja łajba jeno osiekłom, młokosie.

"Definicja (z cyklu" Krótkie prawdy o życiu") " - Tomasz Zawadzki



Obłuda- systemu zapora spamem zainfekowana,
bardziej zerowa niż jedynkowa wirtualna brama,
zamknięte dla realu drzwi,
za którymi kryjesz się prawdziwy ty.

"Dąb" -Aleksandra Naumowicz




Zamglone promienie słońca zawisły nad suchym, uśpionym dębem. Masywny pień wypełniał pustą przestrzeń wzgórza pokrytego zieloną trawą – w środku podsycaną szaleństwem ziemi. Źdźbłowe igły odbijały uśmiechnięte pod mgłami niebo.
Za wysoko dusze pokryte były pyłem, by dosięgnąć mógł kwiat choćby jeden.
Za zasłoną poranka wisiały bezwładne gałęzie, błyszczące wilgocią po upojnej nocy. Liście - słabe, chorowite, zżółkłe, brązowe, zgniłe. Spadały nierówno na korzenie drzewa, poruszone tchnieniem mgły. Wiatr wiał mocno. Siał zapomnienie dookoła aury mocy, niezłomności dębu – o kruchej podstawie oraz pustocie w środku. Dąb zdawał się wydawać co chwilę krzyk tak niemy, że niewidoczny dla nikogo był. Zachłyśnięty wodą spod nierównej, spaczonej, paradoksalnej ziemi, dławił się nią. Czasem dłużej, a wtedy jęk głuchy, przeciągły, a i wołaniem o pomoc przepełniony, przez płuca wydawał. Czasem też krótki był – jak chwila niepowracająca nigdy, zabrana do krainy historii nieprzeniknionej. Działo się tak od długiego, martwego i niewidzialnego w swej próżni czasu. Liście przechwyciły wieści przeróżne, szlaków posłańców kolorowych oraz wojsk białych i czarnych. Zamieszanie i obłęd dziwił nie tyle samo drzewo, ale i sentyment mistyczny w środku pnia spoczywający. Szarość, szarość, szarość mgły otaczającej pola dookoła. Bawiącej się z promieniami psotnego słońca.

~*~

Zamilkło nagle wszystko. Stanęła ziemia. Stanęło słońce. Głuche odbicia materii wybijały rytm uczuć. Wiatr zamilkł na wpół nożem przecięty. Trawy omdlały, spoczywając w uścisku losu. A dąb stał majestatyczny, podniosły jak zazwyczaj. Tyle, że teraz wszystko widziało. I krzyk rozdarł martwą atmosferę powietrza zgniłego. Tyle, że teraz wszystko słyszało. Fala przetoczyła się przez morze poranka daleko w świat. Za Wielką Wodę. Za wiele lądów. Tyle, że teraz… Poczuło.

~*~

Słońce pobłyskiwało wesoło wśród igieł mgielnej zieleni, bawiąc się kolorami kwiatów. Wiatr łagodny przemykał na palcach, podskakując w rytm dnia. Chór szat przebił się przez niebo. Zapomnienie chwilowe, ponadczasowe, ponad umysłowe, ponad uczuciowe - dusiło się tłokiem szarości.

A kolory przemykały – odległe, nieuchwytne.
A szyderstw przemyślanych gąszcz wyrósł na potęgę.
A niewypowiedziane słowa,
A niewykrzyczane słowa,
Tliły się iskrą suchej jak pustynia w głębi nadziei.
A czy ktoś zamyślił się na moment o czasie tym samym, gdy godzina wybiła druga?
Dąb zapłakał. Ale tak, aby nikt nie słyszał, ani widział. Tak cichutko, poruszając liśćmi ostatnimi. Które spadając układały się łagodnie na korzeniach.
Jakby w przekleństwie pięknym pogrążona minuta.
Bo marzeń złapać się nie da. Dogonić tylko można.

"Gdzie spadają nasze gwiazdy..." - Judyta Ciszewska




Przeszło po mnie wszystko co do Ciebie należy,
pokręciło się chyba tak gdzieś po sto razy.
Upadało po drogach Ty żeś głupi mi nie wierzysz,
szybko przechodzisz przez te ciężkie życia mosty.

Ocierasz swe poty suchymi liśćmi z drzew
a ja się zastanawiam jak długo to będzie już trwało
i czy Twoje każde szepty muszą mnie boleć,
kiedy kolacje będą wreszcie romantyczne,
gdzie spadają nasze gwiazdy kiedy my razem konamy
na Kazimierzu Dolnym - tam gdzieś pod schodami..


Nie miałam nigdy Twojej koszuli na sobie,
długo musi namęczyć się człowiek ocierając łezki.
Doskonale przecież to ja wiem, że każdy by tak chciał
na cierpienie dmuchnąć i nie patrzeć jak gdzieś leci..

"Byłby dla mnie nową religią" - Judyta Ciszewska




Trudno mi się żyje a łatwo pisze
nie żalę się ludziom lecz kartkom białym
które wciąż poznawają moją duszę
moje noce dnie i ciężkie oddechy

noce - jak zwykle bezsenne i długie..
.. ze łzami.
dni - ach zalane w inwencji twórczej..
.. ze łzami
oddechy - nawet jakby ich nie było..
.. i kogoś..

ach kto byłby dla mnie nową religią
i dźwigał dla mnie krzyż pod moim mieszkaniem
moją krew za wszystkie grzechy by wypił
i w milczeniu przeklinałby na ten świat..



kochał kiedy nawet muzyka nie gra

***[piekło nie uderza] - Judyta Ciszewska



jeszcze siny mam pod oczami
i nie dopłynęłam do brzegu.
chodzę jeszcze pod sufitami
i tonę w domu w śniegu.


jakieś dziwne we mnie jest uczucie,
kiedy zza okna spoglądam na pobliski las.
drzewa bezbłędnie tańczą z wiatrem,
a we mnie wtedy do wszystkiego usypia żal
w moich ciemnościach.



nic mi się nie zdaje,
a jeśli się zdaje to i tak przecież dobrze.
piekło ostatnio nie uderza mi w serce
i nie jest gehennę.

14 kwi 2010

"Od nagłej i niespodziewanej..." - Anna Nogaj



Panie prezydencie
poszli za tobą przez ogień
generałowie na ostatnią służbę
parlamentarzyści spieszyli
na najważniejsze zebranie

I ci wszyscy
jeszcze raz drogą do Katynia
aby opatrzyć ciszą i skupieniem
wciąż broczące rany

Panie prezydencie
my wciąż tacy sami a jednak
z pieczęcią tajemnicy na wargach
i z wybuchem w sercach
który głuchym szeptem wypłakał
sobotni poranek

Panie prezydencie
zapamiętamy
ogień tej ofiary wypala jak rudę
ten czas
wciąż i od nowa wskrzeszany

Panie prezydencie
żegnamy
was którzy odważnie szliście jakby
uprzedzeni słowami
z ostatniego kazania biskupa Płoskiego
które miało wzlecieć pieśnią
z katyńskiej polany

od nagłej i niespodziewanej śmierci...

…………………………………………………..
Zbaw ich wszystkich Panie


"Ostatni lot" - Anna Nogaj



1Krl: "A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocząca skały szła przed Panem, ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi. Pan nie był w trzęsieniu ziemi. A po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu - szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz Go usłyszał, zasłonił twarz płaszczem".




Tu 154 trzymał się życia do końca
jednym skrzydłem chwytał drzewa
które nie sprostały

i przechylał się coraz mocniej ku wieczności
a chciał tylko ominąć pas śmierci
lecz gęsta mgła lepkimi palcami
wciągała rozpaczliwie
już do innej przystani

coraz ciaśniej
niebo rozpękło się ogniem

wyrwani
ze snu smoleńskiego lasu
szliście
a przed wami przez huk i ogień
podążał milczący baranek

"dajcie żyć" - Judyta Ciszewska



dajcie żyć poetom
z długopisem w ręce
.....
dajcie żyć malarzom
z pędzlem w ręce



dajcie im chodzić
po domu w butach
niech się cieszą
do zimowego jutra


dajcie poetom
tomiki innych poetów
oni zabiorą je w dal
w niekończącą się podróż


dajcie malarzom
obrazy innych malarzy
oni zabiorą je w świat
o którym my możemy marzyć


niech lecą
ze swym życiem
serca biciem
ze swą weną




Judyta Ciszewska




Judyta Ciszewska - (ur. 05.12.1991 r. w Będzinie.)
Zadebiutowała wierszem ‘’Chwila szczęścia’’ w Gazecie Kulturalnej. Publikowała w czasopiśmie Lamelli. Judyta wychowała się w malowniczej wsi w Kuźnicy Piaskowej, gdzie mieszka do dziś. Uczęszcza do V liceum profilowanego w Katowicach. Jest tegoroczną maturzystką. Jej wiersze, często oceniał Andrzej Dębkowski. Marzy o wydaniu książki, którą napisała. Przyjaźni się z muzykiem Łukaszem Gajdzikiem, znanym pod pseudonimem Lectre. Łukasz Gajdzik, jest drugim po Marku Hłasce, polskim Jamesem Deanem. Uwielbia siedzieć w kawiarenkach, ze swoimi
przyjaciółkami: Sandrą i weną.

"Od strony horyzontu" - Arleta Cłapa



Ktoś woła, więc idę w siebie. Na hasło, które otwiera wspomnienia.
Od podwzgórza, przez serce, aż po drogi żółciowe, w trawy
podszyte koronką białych stokrotek.

Słońce wchodzi łukiem w wodę,
długa szyja mostu wrasta w nabrzeża. Warta wije się
miedzianym wężem. Rdza w zbożu i martwa fala

kłosów zabiera chleb. Na pół przecięty jałowiec
wtulony w zachodnie skrzydło klasztoru
spowiada się z iglastych gałęzi. W pokutę, zmiana miejsca
stałego meldunku. Brak tajnych spotkań z nalewką na artretyzm

u dziadka Edka. Noc grymasi. To zabiera sen, to oddaje.

"Słońce" - Aleksandra Naumowicz



Patrz!
Za horyzontem zarysowała się nowa linia
Wstęgą przecięte północne niebo
Chwieje się niebezpiecznie wśród kolorowych kotar
Dajcie wyzwolić się z lin podstępu Boga
Dajcie odetchnąć powietrzem jutrzenki
Gdy melodia wiatru porusza do tańca drzewa
Nowy dzień
Jak szybko spalony szarością!
I słowem pożądającym wszechświat…

Zjedz!
Zapchaj się jabłkiem grzechu i marzeń o przyszłości
Wśród szklanych domów
Za dużo blasku
Za dużo blasku
Gdzie podziało się moje słońce?
Gdzie podziało się nasze słońce?
Za światłem gasnącego dnia może ukryte
Gdy krzyk rozpaczliwych promieni
Rozdziera brązowe, surowe konary
I jak matka głupich wabi
Czy wolno nam
Czy damy radę
Czy pragniemy
Czołgać się po lepkiej ziemi?

Daj myśli, by uszyć koronkę srebrzystej pajęczyny
Która z rosą bawi się co ranek
Odetchnij przemijającym czasem
Patrz

"Ściany" - Aleksandra Naumowicz




Jakby przybysze z próżni osaczyli klatkę karabinami
Zakryci wieczną chustą
Śmierdzący zapach, którym przesiąknięte były wszystkie brudne, zaplute, zakrwawione ściany
Na horyzoncie desek
Na granicy blasku małego okienka
Majaczyła odległość
Od domu
Skrzynia z mapami przepadła
Gdy agresja nocy zgniotła krzyż
Tylko wściekłość odbijająca się od ścian
Tylko wisząca nad sufitem rozpacz
Tylko przygnieciona do podłogi słowami nadzieja
Szukasz jej?
Jak włóczęga z nosem przy marmurowej posadzce śmierci
Dasz się wzgardzić, gdy na horyzoncie obłędu pojawi się chwała

13 kwi 2010

"Przemijanie" - Maria Kryńska-Szostak




zobacz

po ścianach nie zdobytych twierdz
tylko czas przesuwa ziarna piasku
a jego wysłannik wiatr
nadzoruje porządek rzeczy

mijamy

zgłoska po zgłosce
jak rozkruszana skała milkniemy
w pół słowa

i ja

godzę się na
i z pokorą zwijam ciało w pąk
skraplam się wzdłuż łodygi
ściekam w głąb siebie
by stać się słowem zamkniętym
- czasem dokonanym

Maria Kryńska -Szostak

"Umieranie " - Maria Kryńska-Szostak



zamilcz jak wyspa
UMARŁYCH

niech ucichnie
dłoń kryształem
CIEŃ bezruchem

kształt ostrym
KONTUREM
sztyletu

wówczas i JA
z zimną krwią
zeskalnieję

Maria Kryńska-Szostak

"Światy prostopadłe" - Maria Kryńska-Szostak



poprzez przestrzeń
którą tylko myśl przebędzie

spoglądam na ciebie wiedząc
że tam już cię nie ma

doświadczam twoich słów
więc dotykam istnienia

ten i tamten świat
u zbiegu prostych

w punkcie - jeszcze przez chwilę
w nim jestem

by po piruecie znowu iść
po linie plecami do
prostej prostopadłej

Maria Kryńska-Szostak

12 kwi 2010

Opinia p. Leszka Żulinskiego na temat wiersza "zawsze skrada się od zawietrznej" - Anny Nogaj

"Zawsze skrada się od strony serca" - Anna Nogaj

to ona kazała mi z obłędem
w oczach szukać zimnych gniazd kiedy
ptaki odlatywały w odwrotnych kierunkach
a sine niebo dziko mruczało przed burzą

nakładała mi maski na twarz aby zaraz
rozdrapywać je ostrym pazurem do pierwszej krwi
która ponownie runęła w przepaść chwil
podpartych ciszą

obmyła wargi z których spijaliśmy kołyszące się
nieme sylaby

a on chciał tylko opłukać nasze źrenice
w krwi baranka

mówiła wtedy
wytrzymaj jeszcze wytrzymaj dociskając
płócienną miękką pętlę na szyi
a zobaczysz albo nie zobaczysz ryczała
i tak nie ma innej drogi

a tam była tylko ciemność ostateczna
i popchnęła na środek do miękkości
zwróconych nam dotyków

aby nagle obrócić jak kukłą
a wtedy ogniem zapaliły się nasze
żyły

i zanim wbiła w ciebie najostrzejszy pazur
zasłoniłam najczulej jak umiem

tak jak kruchy opłatek
skrywa zazdrosne
tabernakulum


To piękny i bardzo dramatyczny wiersz. Śmierć bardzo trudno - wbrew pozorom - opisać. A i temat "wyeksploatowany". A tu jest coś nowego (nie wiem co), nieszablonowego, jakiś nowy sposób opisania tego... Autorka wplotła tu kontekst "religijny", to niby naturalne, ale to akurat w tym tekście tworzy jakiś dodatkowy wątek, płaszczyznę odniesienia... Poza tym cała ta "materia liryczna" jest tu mocna! Coś tkliwego i coś stanowczego udało się połączyć...
Nie mam żadnej uwagi krytycznej. Brawo.

Odjazzdowe wierszoczytanie

8 kwi 2010

Opinia p. Marka Czuku na temt wiersza "Stara pozytywka" - Arlety Cłapy



Ja cię kocham, a ty śnisz o błędnym kole
fortuny. Nie liczysz na słowa, z reguły
odpowiedzi są błędne, wymijające.

Jest w nas szkielet nagłych spraw, struny
nieporuszone, zardzewiałe stawy. Korzenie
nieznanego czerpią syrop z kości. Jest pęd,
który każe chwytać za pióro. Czas czyni

go wiecznym. Są modlitwy do sąsiadów o ciszę
nocną, histerie historii, robaczywe kobiety, ich
wysokie obcasy i tony, martwe muchy na jabłku
Adama. Nieprzejezdne drogi, nowe zaspy,

a szczęście zamieszkuje pokój, zmienia wystrój wnętrza, wnosi
radość ducha. Swara przebywa po sąsiedzku.

Opinia:


Wiersz dosyć skomplikowany, poruszający różne struny wyobraźni, naprowadzający na rozmaite tropy i gubiący je. Tak się teraz pisze, nie tylko o uczuciach, ale ja bym zmobilizował autorkę do zrobienia jeszcze jednego kroku, bo widać, że wie, o co w poezji chodzi.
Żeby z tego rozmazanego (i zamazanego) obrazu wyłoniło się coś więcej, coś, co postawi kropkę nad i (bo teraz wiersz jest otwarty i czytelnik się nieco "pogubił"). Ale tak w ogóle, to wiersz jest udany.


"marzec. częściowe puszczanie lodów"- Arleta Cłapa



nielegalnie. zaglądamy pod fałdę wody
by czuć jej intymny zapach, szumy w zgięciu łokcia.

sprawdzamy czy z dna widać księżyc, czy ciało ma brzeg,
gdy myli kroki za polską, aż do zagłębia ruhry. wódka
zmienia się w mobbera. przelewamy, wróżymy z imion
ulic, rozżarzonych okien, jakby po ich otwarciu
miał wybuchnąć dzień. pod latarnią kiermasz.
w pokutę kac i żona, domagająca się odszkodowania.

może wraz z deszczem wypłynęło niebo, a wodospad
krzyczy, gdzie złamana rzeka, próbuje zawrócić?

"Pustynia" - Aleksandra Naumowicz




Słońce, jak wieczne odbicie starożytnych bogów,
Rozłożyło starannie swe promienie na falach pustyni,
Gdzie róża by swego miejsca nie odkryła.
Błękit nieba, połączony z oślepiającymi promieniami południa,
Ranił wrażliwe oczy.
Gorące powietrze nie miało, gdzie się podziać,
Dlatego wisiało martwo w powietrzu
Ani razu nie połechtane przez nawet delikatny wiatr.
Czasem spod złocistego piasku wyglądał szary,
Rozgrzany jak serca kochanków,
Kamień.
Jasne ziarenka istnym ogniem się stawały,
Gdy kto stopę swą odważył się w nich zagłębić.
Pora najwyższego słońca rozpalony do czerwoności
Węgiel
Budziła spod ciemnych zakamarków podziemnych źródeł.
Na horyzoncie majaczyła niewielka wioska,
Gdzie stały kamienne domki pod cieniami zmęczonych palm.
Ich widok wzrok,
Jakby tysiącem łez przykryty,
Rozmazał.
Czy postawiona została setki lat temu?
Czy może niedawno, aby wtargnąć z ulgą do zdyszanych piersi martwych koczowników?
Czy oaza tylko złudzeniem jest?
Czy spoczynku nikt nie zazna nigdy, a nawet dromadery padną zabite suchym powietrzem?
Delikatny ruch planet poruszył ciałem niewidzialnych kochanków.
Zjawy ksiąg.
Dusze ust.
Zeschnięty korzeń dookoła kamienia – jak korona cierniowa dookoła głowy.
Cierpienie bez perspektywy.
Muzyka rozbrzmiewała orientalnym, soczystym wdziękiem.
Gdzieś ziarenko na ziarenku uzbierało swą miarę,
A klepsydra zadrżała poruszona oddechem.
Mierząc czas do końca końców.
Do świata światów.
Do momentu kreacji nowego wczechświata i nowego boga.
Mapy zostały zagubione.
Możesz szukać drogi.
Nadaremnie, jeśli tylko zachcesz.
Niebieskie źródło przepadło w głębiach czarnych podziemi.
Gorące promienie pustynnego słońca zamroziły serce.
Zamroziły.
W ten czas milczenia.

7 kwi 2010

"Bladość " - Turenur



szwendam się po ulicach Göteborga
odpalam papierosa od świeczki ulicznego żebraka
już trzeci raz tą samą uliczką
już setny raz to samo szare niebo
stoję pod latarnią z wcześniejszego wieku
wcale o to nie chodzi że nie świeci
ona płonie
a dzień choć szary
to jednak dzień co nie odpędza mary
chcę jej skosztować
posmakować w ustach goryczy
cierpkości światła jesiennej kpiny
dostałem w głowę ampułką
gdzieś z przestworzy spadła
rozbiła mi głowę
rozlała ciecz
poczuję teraz jak mnie piecze
jak wlewa się pod koszulę
płynie plecami i brzuchem
i już kończę spazm omdlenia
to chyba tylko od niechcenia
bo uliczka rzekomo ślepa

"Testament z gór" - Turenur



nie ważne kim jestem
potrafię tylko
pamiętać pochodzenie z fioletowego pyłu

mam na uwadze że to twój ulubiony kolor
to tylko jeden z wielu dowodów
że oboje jesteśmy stamtąd

to tak jakby siedzieć
na ławce w szklarskiej porębie
i sączyć w siebie zapach gór
zapominając o kolorze mięty
ciebie bolą stopy więc wypoczywasz
ja palę z niedowierzaniem

wszystko mi jedno czy to szrenica
czy łabski szczyt
jestem tu raz
to ostatni czas
nie po to go mam by stawiać sobie niemożliwy wybór
lecz by ufać

Turenur



Urodziłem się w 1989 we Wrocławiu, obecnie studiuję medycynę w Bydgoszczy. Wiersze pojawiły się w moim życiu jak miałem 14 lat. Stanowiły dla mnie jedną z form ekspresji. Obecnie poszukuję w pisaniu miejsca gdzieś między estetyką a chaosem.

Opinia p. Izabeli Fietkiewicz-Paszek na tenat wiersza "Obiecuję" - Anny Nogaj



"Obiecuję" - Anna Nogaj

że opuszczę cię aż do śmierci
powiedz tylko słowo a stanie się
inaczej przecież być mogło
ale zobacz to już trzeci upadek

i niby nieobecność ale przecież jest
milczącą obecnością szkli się w oczach
zapętla na szyi
słowem

co miało mocno huknąć
lecz tylko skruszone jak opłatek
a on przecież kazał dzielić się
więc dla ciebie i dla mnie ułomek

ostatni raz
powietrze w usta i zacisnąć
zęby

Opinia:


Pograła pani przerzutkami na całej linii, do tego spiętrzyła znaczenia, tu i ówdzie idąc jeszcze dalej („a on przecież kazał dzielić się / więc dla ciebie i dla mnie ułomek”), na mnie to działa, więc nieobiektywnie powiem – podoba mi się.
Nie mam natomiast przekonania do pierwszego wersu, rozumiem zamysł, ale ten serw słowny nie trafia do mnie: „opuszczę cię aż do śmierci” – mimo wszystko: nielogicznie

Opinia p.Izabeli Fietkiewicz-Paszek na temat wiersza "Piekło" - Małgorzaty Zmarlak



"Piekło" - Małgorzata Zmarlak


Tak więc nie było tam ognia
Jak wszyscy myśleli
Szatkującego przestrzeń
Na kręgi

Nie było grzeszników
Ani świętych
Pokutujących za niewinność

Nawet tamtejsza rzeka
To nic więcej jak rzeka

Pytasz zatem co było

Zwykłe popołudnie

Winogrona dojrzewały za oknem
W roztopionym maśle grzęzła mucha

Pamiętam też że rozciąłem sobie palec
O jeszcze tępy nóż

-Naostrz go - powiedziała przed wyjściem

Potem był telefon
I garść ziemi
W której musiałem zmieścić
To czego nie zdążyłem dać inaczej

Ścieżka też była zwykła
Skrojona na miarę
Zwężona do jednych ramion
I pomniejszona o jutro

Opinia:

Piękny! Jestem pod wrażeniem, to pierwszy wiersz z dzisiejszego parnasowego zestawu, który czytam od początku do końca (kolejny raz) z poczuciem, że to naprawdę dobra poezja. Jest tu jakaś bezpretensjonalna prostota, wyważenie środków, nie mam nigdzie wrażenia, że coś wystaje lub nie dociąga Tyle o technikaliach. A ponad nimi? Mimo tego, że autorka zbliża się chwilami do granicy nadmiernego dopowiedzenia - tekst się broni, ergo: ponad nimi bardzo ładny wiersz, do którego z pewnością wrócę. Dziękuję.

Opinia p. Izabeli Fietkiewicz-Paszek na temat wiersza "Pamięć skóry" - Malgorzaty Zmarlak

"Pamięć skóry" - Małgorzata Zmarlak


Można czytać i tak
Błądząc palcami między wzgórzami liter
Jakby zdobywając alfabet Braile'a
A przecież wzrok sokoli
Tylko ta czułość rąk
Obejmujących słowa
Jak filiżankę Rosenthala
By móc uwierzyć trzeba dotknąć
Pamięć skóry koncentrycznie śmiała
Jak kamień podróżujący w głąb jeziora

Opinia:

Obrazowy, rzeczywiście próbuję czytać/widzieć tak, jak autorka zaproponowała, to chyba dobrze świadczy o tekście. Kusiłaby w kilku miejscach lekka kondensacja (np. „By móc uwierzyć trzeba dotknąć” – 4 czasowniki! – można prościej, np. „dotknąć, by uwierzyć”), kusi może jakiś mocniejszy akcent, coś, co by lekko „odeteryczniło” ten tekst? Głośno myślę jedynie. Puenta piękna!

6 kwi 2010

Konkurs poezji śpiewanej Złota Struna



Jeśli piszesz wiersze i chciałbyś zaśpiewać je podczas wieczoru poetyckiego Studenckiej Wiosny -Wiersze z Szuflady, zapraszamy do udziału w naszym konkursie!

Konkurs odbędzie się 20 kwietnia w klubie Bunuba Cafe przy ul. Szewskiej 20 w Poznaniu. Później specjalnie zaproszona kapela Cyrus zadba o nastrojową muzykę. A my zapewnimy przyjemną i kameralną atmosferę dla prezentacji Waszej twórczości!

Do wygrania atrakcyjne nagrody! Zgłoszenia przyjmujemy do 11 kwietnia. Szczegóły konkursu znajdziecie na stronie: www.studenckawiosna.org

Wieczór poetycki jest drugim dniem Festiwalu Twórczości Studenckiej Studencka Wiosna, organizowanym przez Niezależne Zrzeszenie Studentów UAM.

Opinia p. Izabeli Fietkiewicz-Paszek na temat wiersza "Gdy ze śniegu słowa spadły" - Aleksandry Naumowicz


"Gdy ze śniegu słowa spadły" - Aleksandra Naumowicz




Gdy ze śniegu słowa spadły
I ze szczytów oddechu niesione grawitacją
W dół upadały
Topiąc się w papirusowych łódkach
I płynąc rzeką porywczą
Przesączoną zaklętymi umarłymi
Atrament uskrzydlił nimi papier
A te, zatargnięte przed idunniczny majestat
Zniknąć musiały
I z piskiem rozerwane, rozłupane
Na pół jak żebra ofiary „orzełka”
I na dwa skrawki pergamin został podzielony
I na dwie części młode drzewo zgniotła burza
I księżyc jęknął ogłuszony, gdy rogalik stoczył się z hukiem na ziemię
I chmury rozwiane zostały w inne strony świata przez ledwo dyszący wicher
I lądy odpłynęły na krańce różne
I wody odsłoniły oddech
I miecz pakt zawarł oddając część swych praw
I znaki wykreślone niewyraźne w mocy się stały
I pędzel swoje włosie tracił
I serce aztekowym nożem przecięte
I na dwa skrawki pergamin został podzielony
Kości zaskrzypiały ciężko skrzynią
Złączone gromem
Obudziły życie w pustyni
Gdzie setowe słońce paliło nowe źródło
Słowa spadły jak powalone ikarowym podmuchem
Wprost na przeklęty kamień
I zmuszone wiosłować dalej
Dławiły się ziarenkami zmienności
W górę się pięły
Do siedzib wieczystych unoszone przez grzech
Gdy ze śniegu słowa spadły

Opinia:

„Listę grzechów” otwiera niestety już sam początek wiersza, „szczyty oddechu” to niestety szuflada obok tej z „sercem w rozterce”; a fraza „w dół upadały” jest tautologiczną wpadką, której przecież łatwo można uniknąć – jeszcze na etapie wstępnej pracy nad tekstem. Z „formalnych grzeszków” – interpunkcja to jest, to jej nie ma, nie służy to dobremu wrażeniu. Przepraszam, że tak marudzę, ale mi szkoda tego tekstu, bo widać w nim rozmach wyobraźni, a ten w poezji na wagę złota;)

"Ona" - Karolina Olszewska



za każdym razem kiedy znów mnie
rozbierasz układam się płasko na całej
powierzchni pragnień
naga nie muszę być szczera wystarczy
że mam ciało
ciałem nie muszę ufać wystarczy
że pragnę

możesz wkradać się jak złodziej
jak mężczyzna rozrywać mnie siłą
uległa nie potrzebuję krzyczeć wystarczy
że jestem
będąc nie potrzebuję się wstydzić wystarczy
że czuję

kiedy się skulisz potrafisz być moja
jak głośno wymówiona przysięga
wtedy cię kocham

jeszcze noszę na palcu jedno
z twoich słów codziennych i bywam
przydatna
potrafię być twoja mimowolnie
jak chleb smarowany masłem
połykać lepką ślinę osamotnień

kiedy się skulisz potrafisz być piękna
wtedy cię kocham

nie muszę ci wierzyć wystarczy
że pamiętam
mój pierwszy sufit też był niebieski

"Kawa" - Karolina Olszewska



jeśli odchodzić to tylko w pośpiechu
bez słów i pocałunków
żeby nie było czego wspominać
milcząc przez drzwi niedomknięte
jak zmęczone oczy wracać
na chwilę
po kromkę chleba i łyk kawy
pachnącej podobnie do nadziei na wiosnę

najlepsza była ta poranna
gorąca i gorzka jak rozchylone usta mężczyzny
podane do łóżka
w oczekiwaniu napinałam skórę
i stawałam się najpiękniejsza
pamiętam smak tamtej kawy
i zapach tamtego ciała

jeśli się budzić to tylko za późno
o jedno gwizdnięcie czajnika
tak by nie było się z czego tłumaczyć
nad filiżanką czarnej parzonej żałować
że już nie powinnam czekać
i pięknieć