8 kwi 2010

"Pustynia" - Aleksandra Naumowicz




Słońce, jak wieczne odbicie starożytnych bogów,
Rozłożyło starannie swe promienie na falach pustyni,
Gdzie róża by swego miejsca nie odkryła.
Błękit nieba, połączony z oślepiającymi promieniami południa,
Ranił wrażliwe oczy.
Gorące powietrze nie miało, gdzie się podziać,
Dlatego wisiało martwo w powietrzu
Ani razu nie połechtane przez nawet delikatny wiatr.
Czasem spod złocistego piasku wyglądał szary,
Rozgrzany jak serca kochanków,
Kamień.
Jasne ziarenka istnym ogniem się stawały,
Gdy kto stopę swą odważył się w nich zagłębić.
Pora najwyższego słońca rozpalony do czerwoności
Węgiel
Budziła spod ciemnych zakamarków podziemnych źródeł.
Na horyzoncie majaczyła niewielka wioska,
Gdzie stały kamienne domki pod cieniami zmęczonych palm.
Ich widok wzrok,
Jakby tysiącem łez przykryty,
Rozmazał.
Czy postawiona została setki lat temu?
Czy może niedawno, aby wtargnąć z ulgą do zdyszanych piersi martwych koczowników?
Czy oaza tylko złudzeniem jest?
Czy spoczynku nikt nie zazna nigdy, a nawet dromadery padną zabite suchym powietrzem?
Delikatny ruch planet poruszył ciałem niewidzialnych kochanków.
Zjawy ksiąg.
Dusze ust.
Zeschnięty korzeń dookoła kamienia – jak korona cierniowa dookoła głowy.
Cierpienie bez perspektywy.
Muzyka rozbrzmiewała orientalnym, soczystym wdziękiem.
Gdzieś ziarenko na ziarenku uzbierało swą miarę,
A klepsydra zadrżała poruszona oddechem.
Mierząc czas do końca końców.
Do świata światów.
Do momentu kreacji nowego wczechświata i nowego boga.
Mapy zostały zagubione.
Możesz szukać drogi.
Nadaremnie, jeśli tylko zachcesz.
Niebieskie źródło przepadło w głębiach czarnych podziemi.
Gorące promienie pustynnego słońca zamroziły serce.
Zamroziły.
W ten czas milczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz