27 wrz 2012

"Rozmazana pocztowka z ..." - Bogna Kurpiel




czy padał deszcz
a może mi się wydawało
to łzy za oknem mokły
za dnie bez ciebie
a noce gdzieś obok
wybrakowane w swym wymiarze



"Pływaj" - Małgorzata Zmarlak



Kiedy byłam mała

Ojciec wnosił mnie na barana do wody
Morze ciepłe i miękkie
Skrapiało chude stopy by szybciej rosły

Wtedy ojciec zrzucał mnie z ramion
Jak plecak po długiej podróży
- Teraz pływaj

I płynęłam
Papierowa łódka wycięta z najczystszej bieli
Origami z człowieka

Potem morze się kurczyło
Opadało
Jakby było liściem wykrzyczanym przez jesień

Dzisiaj znajomy głos
Woła przez ulicę
Więc biegnę jak kiedyś wyrzucając w górę ręce
Po piasku przemienionym w sól

Żadnego cudu nie było
Żółte kalosze rozchlapują kałużę
Miejscowy cyklop łypie dużym brudnym okiem
- Pływaj


"Partytura ulicy" - Małgorzata Zmarlak





Markowi, w podziękowaniu za inspirację


Gdybyś tylko widział ciszej

Nawet po gazetę
Nigdy nie idziesz sam
Kobieta w piekarni na rogu zmiata z lady okruchy
Oczekiwania

Klucz jaskółek opada na pięciolinię
Batuta szlabanu ucisza roztańczone niebo
Zaczyna się koncert

Uwertura asfaltu nawijanego na koło
Kwintowe
Solo alarmu ćwierćnutującego wiatr
I Beethoven marki Siemens

Zabłąkany Bemol sąsiadów
Rozszczekuje świt
Tylko dlatego że nadszedł

Jeszcze złączone liście
W sennym nokturnie przeczuwają podróż
Z bagażem wiązki nerwów
Opadają na spóźnione ramię czerwonego płaszcza
Za którym za chwilę zamkną się drzwi
Oczywistego celu linii nr 15

Partytura ulicy
Fragmentarycznie doskonała
Jak miniatury Ravela
Unoszące się nad filiżanką porannej
Nieuwagi


***"był czas stawania" - Anna Nogaj





był czas stawiania
stopy na wodzie
wierciło się szczęście

jak wspominam
ono zawsze spływało znienacka
nie z tej strony co chciałam
gdzie czekały ramiona


zaczajone pod podszewką
łypało zielenią

teraz to woda
uczy się po mnie stąpać
pozwala sobie coraz śmielej
zalewa uszy i oczy

wycieram szybko

i tylko czasami odpływ
gdy dobre tchnienie Ducha
 pocałuje w czoło

"Sonet przedświąteczny" - Łukasz Rajmund Krawczyński





Nie płacz w liście – napisał słynny poeta.
Zatem zero płaczu,
choć życie znowu kopnęło.
Bóg zamknął i okno, przytrzaskując gliniane palce…

Tatko wrócił późno, gdy już zasnąłem
znużony długim czekaniem.
Od lat nie cieszy mnie ubieranie choinki,
ale nigdy nie robiłem tego sam – dziękuję, tato…

Nadal utrzymujesz, że jesień jest,
a tymczasem i zima zmyła się zza okna.
Święta minęły i niepotrzebna już choinka.

Zbieram melancholię jak śmietankę znad mleka.
Wyrzucę przez okno choinkę
i wywędruję przez Paryż na Krym.