25 lut 2010

Opinia p. Urszuli Gierszon na temat wiersza "ten dzień obudzil się z ustami pod wodą" - Marcina Dydyny


i nadszedł świt
wyrywając drzewom włosy
seplenił o tym

że miłość jak wodorosty
trzyma dopóki płuca nie wypełnią się
ostatnim nie

Bardzo dobry wiersz. Porównanie miłości do wodorostów, a ogarniętych tym uczuciem do podtapianych jest bardzo oryginalne, ciekawe. Tak mało słów, a tak dużo treści. wręcz czuje się to "wypełnianie" płuc.Brawo!


Opinia p. Urszuli Gierszon na temat wiersza "Piekło" - Małgorzaty Zmarlak



Tak więc nie było tam ognia
Jak wszyscy myśleli
Szatkującego przestrzeń
Na kręgi

Nie było grzeszników
Ani świętych
Pokutujących za niewinność

Nawet tamtejsza rzeka
To nic więcej jak rzeka

Pytasz zatem co było

Zwykłe popołudnie

Winogrona dojrzewały za oknem
W roztopionym maśle grzęzła mucha

Pamiętam też że rozciąłem sobie palec
O jeszcze tępy nóż

-Naostrz go - powiedziała przed wyjściem

Potem był telefon
I garść ziemi
W której musiałem zmieścić
To czego nie zdążyłem dać inaczej

Ścieżka też była zwykła
Skrojona na miarę
Zwężona do jednych ramion
I pomniejszona o jutro

Dobry wiersz. bardzo ładne: "ogień szatkujący przestrzeń na kręgi"; "ścieżka skrojona na miarę (...) jednych ramion". wyrzuciłabym "jeszcze" z wersu "o jeszcze tępy nóż" - trochę rozmywa dramaturgię. Czegoś mi brakuje na końcu, ale nie potrafię sprecyzować, może to tylko takie pierwsze wrażenie. Ogólnie nieźle.

Opinia p. Urszuli Gierszon na temat wiersza "Obiecuję" Anny Nogaj


że opuszczę cię aż do śmierci
powiedz tylko słowo a stanie się
inaczej przecież być mogło
ale zobacz to już trzeci upadek

i niby nieobecność ale przecież jest
milczącą obecnością szkli się w oczach
zapętla na szyi
słowem

co miało mocno huknąć
lecz tylko skruszone jak opłatek
a on przecież kazał dzielić się
więc dla ciebie i dla mnie ułomek

ostatni raz
powietrze w usta i zacisnąć
zęby

Nic dodać, nic ująć. Nie znajduję zbędnego słowa, ani niczego, co chciałabym zmienić. może tylko "co" na "które" (słowo), ale to też niekoniecznie. Ja po prostu nie lubię tego "co" - częstego dosyć w poezji. Znajduję natomiast piękne obrazy słowne i porównania: "zapętla na szyi słowem" czy (słowo) "skruszone jak opłatek". Pierwszy wers drażni... i dobrze, tak ma być! Uderzenie na początku i na końcu.

Pani wiersze są czyste.


24 lut 2010

Opinia p. Urszuli Gierszon i p. Leszka Żulińskiego na temat wiersza "poddani wzajemnie podnoszą do ust miłość" - Małgorzaty Południak



zakłada na siebie wełniany płaszcz z virgin wool
cały teatr z poszukiwaniem autonomii
zanika kiedy kupuje łóżko

wtargane przez niego na ósme piętro
charyzmaty przypisane matce i żonie kto silniejszy
nie utrudniają podawania herbaty w papierowych kubkach

nabiera wątpliwości czy z powodu spalonego
niegdyś stanika między nimi nie ma wspólnych celi
zajmując równoległe miejsce na materacu

opinia p. Urszuli Gierszon

Ten wiersz jest jakby wyrwany z kontekstu. Tytuł sugeruje o czym ma być, ale czy tak jest? Pierwszy wers - jeżeli "virgin wool", to po co pisać, że wełniany? Drugi wers w drugiej zwrotce - zupełnie nie wiadomo o co chodzi. Poezja i pisanie wierszy nie polega na tym, że łączymy dowolnie słowa, albo robimy długie skoki myślowe i wówczas - jeśli staje się to niezrozumiałe, to już jest poezją.


opinia p. Leszka Żulińskiego

Nie zgadzam się z opinią Pani Gierszon. Tylko w jednym ma rację: słowo"wełniany" jest tu zbędne, dubluje się z owym "virgin wool". Poza tym wiersz bardzo piękny, ciekawy i pełen napięcia, opisujący walkę o autonomię w małżeństwie lub między dwojgiem kochanków. I ta wspaniała pointa - te dwie osobne cele na materacu - czyli metafora samotności i osobności ludzi żyjących w jednym łóżku i związku. Dla mnie wiersz jasny, zrozumiały, na swój sposób dramatyczny... Małgosiu, rób swoje. Karawana jedzie dalej!

23 lut 2010

Opinia p.Urszuli Gierszon na temat wiersza ***Graj rytmem - Marty Piotrowskiej



Graj rytmem przeczołganych organów
Koncentrujących w szczupłym
Gabinecie tylko słów
Koncentrujących się na
Wyglądaniu
Zasiadaj
Granicą zdziwienia
W bezwładnych źrenicach
Graj
W konkursie na podobną
Technikę pięści w słuchaniu
Obieraj cuda ze skórki
W towarzystwie zużytej aureoli
Wymachuj
I skacz
I tup nad głowami
Zanim cię odnotują w terminarzu wiecznym



Dwa razy pojawia się słowo "koncentrujących", w 3 wersie razi "tylko". Mam wrażenie, że wersy ułożone są przypadkowo, a słowa "na siłę", po to tylko, aby było to oryginalne. Na razie jest dziwaczne. "Przeczołgane organy"; "zasiadanie w gabinecie tylko słów koncentrujących się na wyglądzie"; "granie granicą zdziwienia w bezwładnych źrenicach" - to są jakieś dziwolągi słowne. Wiersz nie ma kręgosłupa, wszystko się tam chwieje. Ładne jest tylko "obieraj cuda ze skórki", ale już bez dalszych słów. rozumiem intencje i zamierzony sens, ale tekst trzeba przemyśleć i napisać od nowa, niestety - według mnie - jest zły.

Opinia p.Urszuli Gierszon na temat wiersza "poddani wzajemnie podnoszą do ust miłość" - Małgorzaty Południak



zakłada na siebie wełniany płaszcz z virgin wool
cały teatr z poszukiwaniem autonomii
zanika kiedy kupuje łóżko

wtargane przez niego na ósme piętro
charyzmaty przypisane matce i żonie kto silniejszy
nie utrudniają podawania herbaty w papierowych kubkach

nabiera wątpliwości czy z powodu spalonego
niegdyś stanika między nimi nie ma wspólnych celi
zajmując równoległe miejsce na materacu



Ten wiersz jest jakby wyrwany z kontekstu. Tytuł sugeruje o czym ma być, ale czy tak jest? Pierwszy wers - jeżeli "virgin wool", to po co pisać, że wełniany? Drugi wers w drugiej zwrotce - zupełnie nie wiadomo o co chodzi. Poezja i pisanie wierszy nie polega na tym, że łączymy dowolnie słowa, albo robimy długie skoki myślowe i wówczas - jeśli staje się to niezrozumiałe, to już jest poezją.


Opinia p. Urszuli Gierszon na temat wiersza "Zaginiona" Marty Kos


Pomocy, chcę zgłosić zaginięcie.
Stałam z nią twarzą w twarz,
a gdy odwróciłam się na pięcie
i spojrzałam przez ramię - była tylko mgła,
w której miasto lubuje się zacięcie.

Opisać ją? Dobrze, spróbuję...
Drobna osoba, dziewczyna, jak wszystkie.
Nie jest wysoka, łatwo ginie w tłumie,
wysoko gdzieś patrzy oczyma z błyskiem,
na wielu rzeczach skupić się nie umie.

Czy moja rodzina? Czy sąsiadka?
Rodzona siostra, kuzynka czy matka?
Chroń je wszystkie, Ty co na Niebie!
Ja po prostu zgubiłam siebie.


W pierwszej zwrotce ostatni wers jest napisany tylko po to, żeby był rym. Poza tym ten rym razi. Proponuję zmienić ten wers. W drugiej zwrotce ładny rym "wszystkie - błyskiem". Natomiast ostatnia zwrotka nie przystaje do wcześniejszych. Skąd się wzięła rodzina, sąsiadka, siostra, kuzynka, matka? skoro podmiot liryczny zgubił siebie, to dlaczego trzeba chronić wszystkich innych? Proszę to przemyśleć.Lepiej będzie brzmiało (i logiczniej będzie), gdy wszystkie te osoby będą "Jej" szukały także, a prośbę o ochronę trzeba skierować raczej o "ochronę siebie" (może o wszystkie te osoby), jeżeli jest się zagubionym. Może: szuka rodzina,,, itp. Wydaje mi się, że Pani dopiero zaczyna pisać wiersze. Proszę napisany wiersz odłożyć, a po pewnym czasie przeczytać sobie głośno - wówczas, z dystansu, zobaczy Pani jak wiele trzeba będzie zmienić.


22 lut 2010

Opinia p. Leszka Żulińskiego na temat wiersza "Jutrzenka" - Tomasza Zawadzkiego



Wcześniejszy piruet klepsydry
i chwilowa przerwa
zanim jedno z wielu ziaren ujrzy światło.

Wyrwany z idyllicznych objęć Morfeusza
myślę o ostatniej niedzieli października.

Szerzej otwarte oczy ukazują warkocz Bereniki,
więc odrzucam koncepcję Michaela Myersa.
Wenus przywita słońce.


Dobrze napisany tekst, ale jakiś „sztuczny”. Mam wrażenie, że te odwołania kulturowe są tu robione „na siłę” – tak, aby były, aby dowartościowały utwór. Ale Autor przedobrzył. Lepiej byłoby „trzymać się życia”, natury, lepiej byłoby uderzyć w bardziej naturalne struny; tu mi te podpórki kulturowe zgrzytają przesadą i nadęciem. O ileż poza tym więcej o świtaniu dnia powiedział Homer (albo Horacy – już nie pamiętam...) w dwóch słowach („jutrzenka różanopalca”) niż Autor w tym wierszu...

Opinia p. Leszka Żulinskiego na temat wiersza "Czasoprzestrzeń" - Marii Kryńskiej-Szostak



Zachwyciłeś się pierwszym słowem, ja - twoim ciałem
i spojrzeniem ascety, w którym nie widziałam dna, ani drogi.
Śnieg prószył o zmierzchu, usta rozchyliłeś.
Pochwyciłam z pragnienia pierwszą sylabę.
Kartka zadrukowana wierszem rozkwitła w twojej dłoni.
Pisaliśmy do siebie, by smakować, pieścić myślami zmysły,
wprowadzać w drżenie słowa. Pisaliśmy, by się całować,
a nasze bijące głośno serca sklejały się i pękały na powrót
pod ciosem metafor. Dusze ścigały się w labiryntach wieków,
z miasta do miasta, z epoki do epoki. Wyrwana ze świata
zawisłam w przestrzeni. Mówią, że był to nagły wypadek.
Pas uratował mi życie, ale dotyk... Uwierzysz?
zsunął się z policzka, a świat się zaplamił.
Czasami jednak wydaje mi się - widzę cię kącikiem oka.
Pojawiasz się raptem, taki jak dawniej,
jakbyś gotowy był znowu do drogi - więc myślę wręcz,
że w życiu po życiu, gdy wszystko się dokona,
a czas się zakrzywi, spotkam cię w pętli przestrzeni
i tak jak wtedy, pochwycę w płuca twoją sylabę.


Ten wiersz ma spore zadatki na to, by być dobrym erotykiem. Erotykiem jest niewątpliwie, ale stanowczo przegadanym. W poezji dyscyplina słowa, zwięzłość –to walory ważne. Tutaj poza ciekawymi sformułowaniami (np. „Dusze ścigały się w labiryntach wieków, z miasta do miasta, z epoki do epoki” lub „pochwycę w płuca twoją sylabę”) są też banały (np. „nasze głośno bijące serca” lub to „pieścić”). Pochwalam powrót do interpunkcji. Dobre jej rozłożenie, duże litery na początku każdego zdania... Nie mam nic przeciw wierszom bezinterpunkcyjnym, lecz z tego zrobiła się przesadna maniera. Często taki zapis, jak ten, tradycyjny, po prostu dobrze wierszowi „robi” i wcale nie osłabia jego współczesnego brzmienia.

Opinia p. Leszka Żulinskiego na temat wiersza "Pacierz" - Marka (Ciućki) Olszewskiego



Boże spraw by znikło zło wtedy powiem że warto było
dla kilku strof tłumaczyć się wszystkim dlaczego mnie napisałeś
tylko jedna prośba

Tomasz Śnieciński


Lecz nim zaśpiewasz mi kołysankę przy krzyżu...
- Wiesz. Tym kamiennym, pod którym się spotykamy.
Muszę nauczyć Cię modlitw znalezionych na całej długości linii,
pod której szukałem Ciebie i matki. Muszę pokaleczyć dłonie.
Wybacz, ale nie zniosę obrazu siebie w Tobie, bez siebie.
Dłonie mężczyzny muszą być zmęczone, szorstkie,
ubrane w grubą wołową skórę. Linie papilarne wypełnione węglem
którym rozpalasz ognisko domowe, ziemią na której uprawiasz dom,
zaprawą - którą ów dom budowałeś i drobinkami asfaltu.
Przecież to Ty musisz wędrować, szukając swojego miejsca,
a nie miejsce... Nie talerz, który sam kładzie się pod nos!
Nie. Nie synu. Nie pozwolę, by ubrano Cię w kiecki i lekką bieliznę.
Nie podam ciepłych skarpetek na dzień dobry słońcu i nie zbiorę
spoconych pozostałości poprzedniego dnia, spod Twojego łóżka.
Nie mógłbym spokojnie napić się wódki ze Świętym Piotrem,
gdyby Twoje ciało miało pozostać aksamitem otulonym w satynę.
Ale najpierw nauczę Cię słuchać. Szukać odpowiedzi w słowach wiatru,
oknach wdzierającej się do domu biedy, którymi można wyjść,
ale nie zbyt prędko, bo należy się z nią zaprzyjaźnić - a kto tam wie,
co licho przyniesie kiedyś, gdzieś. Musisz poznać moją przyjaciółkę.
Niejednokrotnie w życiu się na nią natkniesz - zabierze Ci kogoś bliskiego,
ale Ciebie będzie strzec - jak strzegła mnie, pamiętając dzikie spacery.
Tak synu. Poznałem wiele ciał kobiecych, można je wszystkie zapomnieć,
jednak tego jednego, nie zapomnę nigdy, bo dłoń śmiertelnika przenika
przez coś, co mnie było dane dotknąć i co dotykało mnie.
Muszę nauczyć Cię widzieć drzewa. Nie takie jak sądzisz. Nie te które rosną
i przewracają się ścinane, łamane, albo wyrywane. Prawdziwe drzewa
nie umierają nigdy, kontynuują się Tobą i tym, co urodzisz, napiszesz,
albo zabijesz, zapominając tekstu pacierza wyssanego od ojca.
Musisz o nie dbać i uczyć je modlitw znalezionych na całej długości linii...
Matka nauczy Cię miłości mlekiem płynącym z piersi, wierszy lekkich,
wierszy zawiedzionych, wierszy ze łzą spływającą po policzku
i tych z nutą moralizującą, że to, że tamto i że nie inaczej. Słuchaj matki.
Nie otworzy jednak ran, nie zerwie szwów, by pozostały szerokie blizny.
Nie nauczy Cię z godnością odchodzić z przegranego pola walki
i walki z góry przegranej, której niejednokrotnie będziesz musiał się podjąć.
Taka jest prawidłowość. Słońce nigdy nie popłynie wzdłuż południka,
a kamień upuszczony zawsze spadnie w dół.
Słyszałeś, co śpiewają ptaki? Słuchaj ich. Kiedyś, z wiosną
polecisz jak one. Matka zapłacze, a ja Ci powiem...
Ja Ci nic nie powiem. Ty będziesz czytał moje słowa z milczących ust.

Ważna treść – ojciec rozmawia w myślach z synem... Dobry temat i pomysł na wiersz, bowiem w tych relacjach zawsze kryją się ważkie przeżycia i przesłania. I to wszystko, co mogę zaliczyć na plus. Ponieważ ten wiersz jest przegadany, rozwleczony, jego broda ocieka nadmiernym tłuszczykiem liryzmu, w kilku momentach pretensjonalnym. Można by tak ten tekst ciągnąć i ciągnąć w nieskończoność. W tym temacie (problemie?) wolę utwory „męskie”, rozmowy szorstkie w swej czułości i czułe w swej szorstkości, jakiś dramatyzm wzajemnych relacji, a nie wykład o wzruszeniach i pouczenia pedagogiczne. Owszem, jest tu kilka cennych refleksji egzystencjalnych, ale to, co napisałem w poprzednim zdaniu – dominuje. Ale wierzę w tego Autora. Widać tu pewną potencję liryczną i intelektualną; teraz trzeba ćwiczyć zwięzłość...

21 lut 2010

Spotkanie



DOM ŚRODOWISK TWÓRCZYCH
„PAŁAC T. ZIELIŃSKIEGO” w Kielcach przy ul. Zamkowej 5
KIELECKI ODDZIAŁ ZLP i OW „STON 2”
Z A P R A S Z A J Ą do DŚT
22 lutego br. (w poniedziałek) o godz. 17


na spotkanie literackie
promujące specjalny podwójny numer „Świętokrz. Kwartalnika Literackiego”
zawierający edycję 2 z serii Pisarze regionu świętokrzyskiego w oczach krytyków
oraz prezentujące
nowo przyjętych do ZLP członków
IWONĘ ZIELIŃSKA-ZAMORĘ
(poetkę, nowelistkę, red. nacz.
„Sekretów ŻAR-u”)
i HENRYKA MORAWSKIEGO
(poetę, eseistę, regionalistę)

Wystąpią prócz autorów
STANISŁAW NYCZAJ – prezes Oddziału ZLP,
red. nacz. „ŚKL”
BOHDAN GUMOWSKI – interpretator poezji i prozy
zespół instrumentalno-wokalny

AUTORZY ZAPRASZAJĄ NA KIERMASZ ICH KSIĄŻEK Z AUTOGRAFAMI
PRZY LAMPCE WINA

20 lut 2010

Opinia p. Leszka Żulińskiego na temat wiersza "Obiecuję" - Anny Nogaj



że opuszczę cię aż do śmierci
powiedz tylko słowo a stanie się
inaczej przecież być mogło
ale zobacz to już trzeci upadek

i niby nieobecność ale przecież jest
milczącą obecnością szkli się w oczach
zapętla na szyi
słowem

co miało mocno huknąć
lecz tylko skruszone jak opłatek
a on przecież kazał dzielić się
więc dla ciebie i dla mnie ułomek

ostatni raz
powietrze w usta i zacisnąć
zęby


Majstersztyk słowno-intelektualny i to w wierszu będącym poniekąd erotykiem. Gorzkim erotykiem. Proszę zauważyć, o co tu chodzi? Jest to otóż obraz rozpadającej się więzi między bliskimi sobie ludźmi. Zamykanie się w sobie, wyciszanie słów, ucieczka, oddalanie. Ludzie najczęściej w takich sytuacjach robią sobie piekło. Tu jest „wycofywanie się”, rezygnacja, owijanie w kokon milczenia. Równocześnie ta interpersonalna, trudna sytuacja jest wypowiedziana w jakimś lirycznym tonie, w łagodnej skardze, broniącej się przed zbędną nadekspresją... Ten dysonans między „poetyckością” wiersza a ciężarem sytuacji egzystencjalnej staje się tu głównym walorem; dotyka ego podmiotu lirycznego, pokazuje cierpienie. A przecież łzy przełykane są bardzie dramatyczne niż te cieknące po policzkach. Tak, bardzo piękny wiersz, z gatunku tych, które się zapamiętuje i do których się wraca...

Opinia p. Leszka Żulińskiego na teat wiersza "Gdy ze śniegu słowa spadly" - Aleksandry Naumowicz



Gdy ze śniegu słowa spadły
I ze szczytów oddechu niesione grawitacją
W dół upadały
Topiąc się w papirusowych łódkach
I płynąc rzeką porywczą
Przesączoną zaklętymi umarłymi
Atrament uskrzydlił nimi papier
A te, zatargnięte przed idunniczny majestat
Zniknąć musiały
I z piskiem rozerwane, rozłupane
Na pół jak żebra ofiary „orzełka”
I na dwa skrawki pergamin został podzielony
I na dwie części młode drzewo zgniotła burza
I księżyc jęknął ogłuszony, gdy rogalik stoczył się z hukiem na ziemię
I chmury rozwiane zostały w inne strony świata przez ledwo dyszący wicher
I lądy odpłynęły na krańce różne
I wody odsłoniły oddech
I miecz pakt zawarł oddając część swych praw
I znaki wykreślone niewyraźne w mocy się stały
I pędzel swoje włosie tracił
I serce aztekowym nożem przecięte
I na dwa skrawki pergamin został podzielony
Kości zaskrzypiały ciężko skrzynią
Złączone gromem
Obudziły życie w pustyni
Gdzie setowe słońce paliło nowe źródło
Słowa spadły jak powalone ikarowym podmuchem
Wprost na przeklęty kamień
I zmuszone wiosłować dalej
Dławiły się ziarenkami zmienności
W górę się pięły
Do siedzib wieczystych unoszone przez grzech
Gdy ze śniegu słowa spadły


Hmm, ani słowa krytyki (oprócz tych dużych liter na początku każdego wersu). Tu widać i czuć potencję poetycką. I tzw. power! Zobaczcie – to wiersz „wizyjny”, jakiś apokaliptyczny, jakby zakorzeniony w mitach biblijnych czy wyjętych z innych Świętych Ksiąg lub proroctw. Wiersz „ocierający się” o kosmos. Niezwykle plastyczny, malarski, demonstrujący niecodzienną wyobraźnię Autorki. Dzieje się tu „niesamowitość” i już jej opis sam w sobie jest walorem artystycznym. Skąd biorą się takie wiersze? Z jakiejś totalnej wizji Świata, z inklinacji docierania do rudymentów, praźródeł, do „spraw, które ponad nami”. Chciałbym przeczytać cały tomik utrzymany w tym tonie. To byłaby poezja, która już dzisiaj zanika, a – jak widzimy – może być wciąż pisana współczesnym językiem. Jeśli Autorka pójdzie w tym kierunku, to może być postacią osobną w naszej współczesnej literaturze.

Opinia p. Leszka Żulinskiego na temat wiersza "rysy naszych słów" - Marcina Dydyny



gdy wspólne dźwięki przeszywają noc
wyciskam wszystko
czego nie można wydusić w ciągu dnia
zlewam się z tłem
pogaszonych lamp

gubię czas
gdyby spojrzenia miały ostrza
przebiłbym nimi mrok

więc rozmawiamy
powinno być prościej powinno łagodzić
a wykręca coraz bardziej

łapią skurcze
jak wszystko co posiadło umiejętność umierania


Tak. Nie mam się do czego przyczepić. Znowu jakaś sytuacja egzystencjalno-psychiczna; ciekawa, wiarygodna. Wiersz absolutnie akceptowalny. Ale pisząc te komentarze przyłapuję się na tym, że piszecie, Drodzy, jakby w podobnym tonie. Wniosek? Brak językowego indywidualizmu, wyrazistości... – jakbym pozamieniał nazwiska przy wierszach, ktoś postronny by tego nie zauważył. W poezji rzeczą najistotniejszą jest znalezienie własnego języka, własnych reguł ekspresji. Jak to się robi? Ba, żebym ja wiedział...

19 lut 2010

Opinia p. Leszka Żulińskiego na temat wiersza "Modlitwa" - Marty Piotrowskiej



Tyle pomyśleń daj
I tyle czuwań przy sobie samej
By wystarczyło na długie świtanie
I zapasową gościnę

Bo ziemią tylko jestem
Bezpłodną robaczywą
Pooraną dzikimi stopami
Przeklętą
Klęczącą
Zamkniętą na siew

W tym tekście także czepiam się tych dużych liter (patrz komentarz do wiersza Małgorzaty Zmarlak). Wiersz o poczuciu alienacji, wyjałowienia, samotności. To się udało tu powiedzieć – plus dla Autorki. Najpiękniejsza ta niby-metafora o ziemi „zamkniętej na siew”. Ale z kolei razi mnie ta „ziemia robaczywa”. Czy ziemia jest robaczywa? Nie. Ona nawet jak jest pełna robaków, to nie jest robaczywa. Nie domagam się od poezji dosłowności, ale domagam się celności skojarzeń słownych; takiego kojarzenia słów, które by coś nowego odkrywało. To akurat skojarzenie tylko zakłóca pewien ład semantyczny (co też jest przywilejem poezji) i nie podaje tego zabiegu jako „odkrycie” nowego sensu. Gdyby np. napisać „robaczywą jak jabłko” – już

Opinia p. Leszka Żulinskiego na temat wiersza "udawany orgazm prosto w oczy" - Małgorzaty Południak





dorośli golą się niezależnie
ona mruczy jeszcze tam
on traci siły przed kominkiem

przyjemność sprawiają milcząc
chociaż krzyk pieściłby świadomie
altowy głos nieumalowanej twarzy

żyją bez ślubu szósty rok
ona o operze on rower i rower
nie przebierają w słowach

szpikuje jej świat wymuszonym śmiechem
kolejne minuty w łóżku bez rozgrzewki
doprowadzą elastyczną gumkę do czerwoności

mogłaby być ekspertem w dziedzinie seksu
ale za każdym razem kiedy ściąga majtki
zamyka się w sobie nie ma nikogo w zastępstwie


Z Małgosią Południak prowadzę osobny dialog. Uważam, że to kawał poetki, własnej, swojej, o odrębnej wyobraźni, skojarzeniach, nastrojach... I stale zarzucam Jej te skojarzenia, czasami – moim zdaniem – kulejące w swych powiązaniach semantycznych, co daje taki efekt, że często wiersza do końca nie rozumiem albo się miotam, żeby powiązać sens pewnych myśli czy obrazów. Ten wiersz – śmiały erotyk – jest, jak na obyczaje Małgosi, klarowny i nie mam się do czego przyczepić. Piękna sytuacja: on i ona rozmijają się ze sobą, alienują się, mimo wzajemnej bliskości. I ta świetna pointa! Jeden z najlepszych tekstów M.P., jakie znam.

Opinia p. Leszka Żulinskiego na temat wiersza "Pamięć skóry" - Małgorzaty Zmarlak



Można czytać i tak
Błądząc palcami między wzgórzami liter
Jakby zdobywając alfabet Braile'a
A przecież wzrok sokoli
Tylko ta czułość rąk
Obejmujących słowa
Jak filiżankę Rosenthala
By móc uwierzyć trzeba dotknąć
Pamięć skóry koncentrycznie śmiała
Jak kamień podróżujący w głąb jeziora


Ten wiersz ma swój sens, swoją myśl – i to jego największy plus. Jest w nim „liryczność” i jest celna „spostrzegawczość”. Jest to także wiersz „ładny”, dobrze brzmiący – to taka kategoria może mało znacząca, a jednak znacząca. Autorka, moim zdaniem, już umie wysłowić swój talent. Mam tylko dwa zastrzeżenia. Pierwsze: alfabetu się „nie zdobywa” – to sformułowanie zbyt mocno zakłóca uzus frazeologiczny języka polskiego. Drugie: po co te duże litery na początku każdego wersu? Wiersz jest pozbawiony interpunkcji, tym samym demonstruje postawangardową technikę zapisy tekstu poetyckiego, toteż te duże litery są tu jakby „z innej bajki” warsztatowej. Niby drobiazg, ale nad tym też trzeba panować i mieć tego świadomość. No, ale już dalej nie marudzę; jest nieźle...

18 lut 2010

Opinia p. Izabeli Fietkiewicz-Paszek na temat wiersza "Z cicha pęk" - Tomasza Zawadzkiego



"Z cicha pęk" - Tomasz Zawadzki





"Homogenizacja (gr. homogenes - jednorodny) polega na wytwarzaniu jednolitej mieszaniny z niemieszających się ze sobą w warunkach normalnych składników..., w homogenizatorach, w których produkt jest przeciskany przez wąskie szczeliny pod zwiększonym ciśnieniem."

źródło Wikipedia

Dźwięki amoralnej kakofonii mass mediów
zagłuszają poprawny moduł codzienności.
Jak niektóre, zwykle korne jednostki
regularnie wziernikując publikatory
szeptem wyrażam swoje weto wobec pędu.
U większości "per rectum" już nie wzbudza odrazy.
Wytłuszczonym czarnym drukiem czytam nagłówek:
Wynikiem rozwoju proktologii jest parcie na szkło

"Rozdrobnione poprzez homogenizację cząsteczki tłuszczu bez żadnych problemów przenikają do krwi, omijając proces trawienia"
cytat z art. "Podbij sobie cholesterol" Krzysztofa A.

Panie Tomku, jeśli chodzi o te didaskalia: groza; zresztą chyba w salonie literackim komentowałam już jeden pana wiersz, również podparty z każdej możliwej strony wyjaśnieniami. Albo proszę uwierzyć w inteligencję, wiedzę, w dociekliwość czytelnika, albo przynajmniej dawać mu samym tekstem grunt do lepszej orientacji w opisanym świecie. Ta autorska egzegeza, komentarze, liczne motta i dopiski - naprawdę nie są dobrym pomysłem. Sam wiersz – mimo, że zamysł z zastosowaniem tak jaskrawo „wydumanej” terminologii jest czytelny – nie zachwycił jakoś szczególnie, broni się jednak na pewno błyskotliwością i ironią. Miało być „korne”? czy „karne”? (przy okazji – zginął przecinek po „jednostki”)

Opinia p. Izabeli Fietkiewicz-Paszek na temat wiersza - "Z poorą ?" - Karoliny Olszewskiej



"Z pokorą ?" - Karolina Olszewska



zanim się odkryję
i cała opadnę chropowatością ciała
mów do mnie o ciszy
o nocach które przeminą w spokoju
i ukojeniach które nadejdą
jeszcze jestem spiętrzoną falą
rozpędzona nie wiem jaki mur
mógłby mnie rozbić

moja nagość jest płaczem odnalezionym
w tłumie ludzi czujących tylko siebie
po korytarzu wędrowałam zimna
prawdziwa jak samotność wypływająca ze ścian
i drżenie okrywające bladą skórę
po strachu spaceruję przy tobie


ostatnio więcej marznę
muszę być wierna tym którzy nie mogą
rzucać kamieniami
i nie potrafię się modlić bo słowo zawsze
kończy się na amen

ale ty mów do mnie o macierzyństwie
które po latach się nie rozpadnie
jak któraś obietnica i jakieś zapewnienie
mów o miłości którą się jest
siedząc przy szpitalnym łóżku
i o pewności którą się będzie
odchodząc

może przestanę grzeszyć zwątpieniem


Im dalej – tym lepiej, tym pełniej. 3 i 4 strofa naprawdę dobre (choć sama puenta za mocno „kawoławna”); szczególnie podoba mi się „wierność tym którzy nie mogą rzucać kamieniami” czy „macierzyństwo które po latach się nie rozpadnie” – bardzo.
Początek nieco się rozmywa, choć jest w nim taka spokojna, liryczna nuta, która sprawia, że nie umiałabym „wejść z nożycami”.
Tu na pewno warto by coś zmienić: „rozpędzona nie wiem jaki mur / mógłby mnie rozbić”. Pierwszy wers czytany ciągiem uderza nielogicznością, gdyby się pani chociaż na myślnik po pierwszym słowie zdecydowała – byłoby klarowniej. Chociaż – może to obrazuje owo rozpędzenie? Podoba mi się natomiast to odwrócenie na „lewą stronę” stałego zwrotu „fala rozbija się o”, a u pani - to mur rozbija falę, dobrze;)

Ocena p. Izabeli Fietkiewicz-Paszek na temat wiersza ***sypię mandale - Marii Kryńskiej Szostak




***sypię mandale - Maria Kryńska-Szostak



sypię mandalę z piasku
na dno akwarium

na szkle narysowałabym rybę
pożerającą wszystkie ryby wewnętrzne
dodałoby to trochę dramaturgii
skupiło uwagę
przyczajonych w zaroślach
płetwowców

ale dziś mi to obojętne

północ i pełnia
ze zmęczonych zaklęć
wyciskam sen na kompres

śnięte ryby zbudzą się nad ranem


Ciekawie. Wers o dodaniu dramaturgii (czytałam w komentarzu, że waha się pani, czy go zostawić) – jest dobry, podkreśla dystans, jest takim okiem puszczonym do czytelnika, który wraz z panią wchodzi w zaproponowaną konwencję. Zostawiłabym. Jeśli wciąż pani pracuje nad tekstem, powiem, co mniej mi się podoba: pomysł z kompresem, tylko ten wers. Ale to bardzo subiektywno-subiektywne „nie”, raczej głos 10 zmysłu, można więc pominąć;).
Podoba mi się.

11 lut 2010

"Pacierz" - Marek (Ciućka ) Olszewski

Boże spraw by znikło zło wtedy powiem że warto było
dla kilku strof tłumaczyć się wszystkim dlaczego mnie napisałeś

tylko jedna prośba

Tomasz Śnieciński



Lecz nim zaśpiewasz mi kołysankę przy krzyżu...

- Wiesz. Tym kamiennym, pod którym się spotykamy.

Muszę nauczyć Cię modlitw znalezionych na całej długości linii,

pod której szukałem Ciebie i matki. Muszę pokaleczyć dłonie.

Wybacz, ale nie zniosę obrazu siebie w Tobie, bez siebie.

Dłonie mężczyzny muszą być zmęczone, szorstkie,

ubrane w grubą wołową skórę. Linie papilarne wypełnione węglem

którym rozpalasz ognisko domowe, ziemią na której uprawiasz dom,

zaprawą - którą ów dom budowałeś i drobinkami asfaltu.

Przecież to Ty musisz wędrować, szukając swojego miejsca,

a nie miejsce... Nie talerz, który sam kładzie się pod nos!

Nie. Nie synu. Nie pozwolę, by ubrano Cię w kiecki i lekką bieliznę.

Nie podam ciepłych skarpetek na dzień dobry słońcu i nie zbiorę

spoconych pozostałości poprzedniego dnia, spod Twojego łóżka.

Nie mógłbym spokojnie napić się wódki ze Świętym Piotrem,

gdyby Twoje ciało miało pozostać aksamitem otulonym w satynę.

Ale najpierw nauczę Cię słuchać. Szukać odpowiedzi w słowach wiatru,

oknach wdzierającej się do domu biedy, którymi można wyjść,

ale nie zbyt prędko, bo należy się z nią zaprzyjaźnić - a kto tam wie,

co licho przyniesie kiedyś, gdzieś. Musisz poznać moją przyjaciółkę.

Niejednokrotnie w życiu się na nią natkniesz - zabierze Ci kogoś bliskiego,

ale Ciebie będzie strzec - jak strzegła mnie, pamiętając dzikie spacery.

Tak synu. Poznałem wiele ciał kobiecych, można je wszystkie zapomnieć,

jednak tego jednego, nie zapomnę nigdy, bo dłoń śmiertelnika przenika

przez coś, co mnie było dane dotknąć i co dotykało mnie.

Muszę nauczyć Cię widzieć drzewa. Nie takie jak sądzisz. Nie te które rosną

i przewracają się ścinane, łamane, albo wyrywane. Prawdziwe drzewa

nie umierają nigdy, kontynuują się Tobą i tym, co urodzisz, napiszesz,

albo zabijesz, zapominając tekstu pacierza wyssanego od ojca.

Musisz o nie dbać i uczyć je modlitw znalezionych na całej długości linii...

Matka nauczy Cię miłości mlekiem płynącym z piersi, wierszy lekkich,

wierszy zawiedzionych, wierszy ze łzą spływającą po policzku

i tych z nutą moralizującą, że to, że tamto i że nie inaczej. Słuchaj matki.

Nie otworzy jednak ran, nie zerwie szwów, by pozostały szerokie blizny.

Nie nauczy Cię z godnością odchodzić z przegranego pola walki

i walki z góry przegranej, której niejednokrotnie będziesz musiał się podjąć.

Taka jest prawidłowość. Słońce nigdy nie popłynie wzdłuż południka,

a kamień upuszczony zawsze spadnie w dół.

Słyszałeś, co śpiewają ptaki? Słuchaj ich. Kiedyś, z wiosną

polecisz jak one. Matka zapłacze, a ja Ci powiem...

Ja Ci nic nie powiem. Ty będziesz czytał moje słowa z milczących ust.

16 sty 2010

10 lut 2010

Spotkanie



Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Witolda Gombrowicza w Kielcach oraz Związek Literatów Polskich - Oddział w Kielcach zapraszają na spotkanie autorskie z Anatolijem Krymem, wybitnym ukraińskim dramaturgiem, poświęcone Jego twórczości i współczesnej literaturze ukraińskiej.
15 lutego 2010 r. - godz. 13.00

Spotkanie, które poprowadzi Marek Wawrzkiewicz, odbędzie się w siedzibie Biblioteki
(Kielce, ul. Ściegiennego 13).
serdecznie zapraszamy!

9 lut 2010

"PAMIĘĆ SKÓRY" - Małgorzata Zmarlak




Można czytać i tak
Błądząc palcami między wzgórzami liter
Jakby zdobywając alfabet Braile'a
A przecież wzrok sokoli
Tylko ta czułość rąk
Obejmujących słowa
Jak filiżankę Rosenthala
By móc uwierzyć trzeba dotknąć
Pamięć skóry koncentrycznie śmiała
Jak kamień podróżujący w głąb jeziora

"Modlitwa" - Marta Piotrowska




Tyle pomyśleń daj
I tyle czuwań przy sobie samej
By wystarczyło na długie świtanie
I zapasową gościnę

Bo ziemią tylko jestem
Bezpłodną robaczywą
Pooraną dzikimi stopami
Przeklętą
Klęczącą
Zamkniętą na siew

6 lut 2010

"PIEKŁO" - Małgorzata Zmarlak



Tak więc nie było tam ognia
Jak wszyscy myśleli
Szatkującego przestrzeń
Na kręgi

Nie było grzeszników
Ani świętych
Pokutujących za niewinność

Nawet tamtejsza rzeka
To nic więcej jak rzeka

Pytasz zatem co było

Zwykłe popołudnie

Winogrona dojrzewały za oknem
W roztopionym maśle grzęzła mucha

Pamiętam też że rozciąłem sobie palec
O jeszcze tępy nóż

-Naostrz go - powiedziała przed wyjściem

Potem był telefon
I garść ziemi
W której musiałem zmieścić
To czego nie zdążyłem dać inaczej

Ścieżka też była zwykła
Skrojona na miarę
Zwężona do jednych ramion
I pomniejszona o jutro

Małgorzata Zmarlak



Małgorzata Zmarlak – mieszkam w Opolu, rocznik 81’. Na co dzień pani z dziekanatu, po godzinach związana z pismem społeczno-kulturalnym „Strony”. Obserwuję, słucham, uczestniczę w tzw. świecie. Piszę, bo mam dobrą pamięć. W moich utworach jestem ja, inni ludzie, zasłyszane historie i trochę fantazji. Piszę, bo nie umiem inaczej. Zapraszam na swój blog: http://www.naszklepisane.blogspot.com/

5 lut 2010

*** - Marta Piotrowska



***
Graj rytmem przeczołganych organów
Koncentrujących w szczupłym
Gabinecie tylko słów
Koncentrujących się na
Wyglądaniu
Zasiadaj
Granicą zdziwienia
W bezwładnych źrenicach
Graj
W konkursie na podobną
Technikę pięści w słuchaniu
Obieraj cuda ze skórki
W towarzystwie zużytej aureoli
Wymachuj
I skacz
I tup nad głowami
Zanim cię odnotują w terminarzu wiecznym

"rysy naszych słów" - Marcin Dydyna



gdy wspólne dźwięki przeszywają noc
wyciskam wszystko
czego nie można wydusić w ciągu dnia
zlewam się z tłem
pogaszonych lamp

gubię czas
gdyby spojrzenia miały ostrza
przebiłbym nimi mrok

więc rozmawiamy
powinno być prościej powinno łagodzić
a wykręca coraz bardziej

łapią skurcze
jak wszystko co posiadło umiejętność umierania

"Gdy ze śniegu słowa spadły" - Aleksandra Naumowicz




Gdy ze śniegu słowa spadły
I ze szczytów oddechu niesione grawitacją
W dół upadały
Topiąc się w papirusowych łódkach
I płynąc rzeką porywczą
Przesączoną zaklętymi umarłymi
Atrament uskrzydlił nimi papier
A te, zatargnięte przed idunniczny majestat
Zniknąć musiały
I z piskiem rozerwane, rozłupane
Na pół jak żebra ofiary „orzełka”
I na dwa skrawki pergamin został podzielony
I na dwie części młode drzewo zgniotła burza
I księżyc jęknął ogłuszony, gdy rogalik stoczył się z hukiem na ziemię
I chmury rozwiane zostały w inne strony świata przez ledwo dyszący wicher
I lądy odpłynęły na krańce różne
I wody odsłoniły oddech
I miecz pakt zawarł oddając część swych praw
I znaki wykreślone niewyraźne w mocy się stały
I pędzel swoje włosie tracił
I serce aztekowym nożem przecięte
I na dwa skrawki pergamin został podzielony
Kości zaskrzypiały ciężko skrzynią
Złączone gromem
Obudziły życie w pustyni
Gdzie setowe słońce paliło nowe źródło
Słowa spadły jak powalone ikarowym podmuchem
Wprost na przeklęty kamień
I zmuszone wiosłować dalej
Dławiły się ziarenkami zmienności
W górę się pięły
Do siedzib wieczystych unoszone przez grzech
Gdy ze śniegu słowa spadły