27 wrz 2009

V Ogólnopolski Konkursu Poetycki w Turku...



...pod hasłem: "Zbiorę wszystkich przyjaciół i serce przed nimi otworzę, bo doprawdy czy warto inaczej na ziemi tej żyć" (Bułat Okudżawa), organizują: Stowarzyszenie "Przystań" w Turku, Starostwo Powiatowe, Urząd Miasta w Turku, ks. kanonik proboszcz parafii p.w. św. Barbary Mirosław Frankowski.

Konkurs ma charakter otwarty dla osób w wieku powyżej 16 lat. Uczestnicy przesyłają 3 wiersze w 4 egzemplarzach - maszynopisu o dowolnej tematyce i czwarty wiersz (dla chętnych) o tematyce tematycznej inspirowany życiem Ojca Kolbe.

Każdy zestaw winien być opatrzony godłem, natomiast dane osobowe, adres, nr telefonu, e-mail powinien znajdować się w zaklejonej kopercie wraz z godłem. Autorzy z powiatu Turkowskiego i Turku, którzy obok godła umieszczą napis "Turek" - będą kandydować do nagrody specjalnej. Zestawy nie spełniające warunków nie będą uwzględniane. Nagradzane będą tylko te wiersze, które nie były nigdzie publikowane i nagradzane w innych konkursach. Nie dotyczy to wierszy nagradzanych tylko drukiem w okolicznościowych pokonkursowych książkach albowiem byłaby to niesprawiedliwość dla autorów. Organizatorzy nie zwracają nadesłanych prac. Każdy autor może przesłać tylko jeden zestaw wierszy.

Ogłoszenie wyników konkursu i wręczenie nagród i spotkanie z laureatami oraz jurorami nastąpi w połowie października. O dokładnym terminie wszystkich laureatów powiadomimy listownie i telefonicznie.

Wszystkich uczestników konkursu informujemy, że jeżeli zajdzie możliwość wydania tomiku po konkursowego - odbędzie się to bez płacenia honorariów. Laureaci otrzymają nagrody pieniężne i książkowe. Organizatorzy nie zwracają kosztów podróży.

Termin: do 30 września 2009 roku
Adres:

Stowarzyszenie "Przystań" w Turku, 62-700 Turek, ul. Korytkowska 11 , z dopiskiem „Konkurs poetycki”.


Prace mogą wpłynąć kilka dni po terminie

Wiadomość przekazała poetka ElaGaloch

"***(jesteśmy w worku wyklętych)" - Paweł Artomiuk





jesteśmy w worku wyklętych
zabijamy by żyć
potrzebujemy promili światła


wraz z upadkiem świata
poezja zeszła na psy
skurwysyny w krawatach
depczą po białych kwiatach

dopóki starczy
zrywamy z tablic reklamy
wieszając wiersze

- szubienica poetów!

grudzień 08

"czwartek" - Paweł Artomiuk




może Bóg jest szczęściem po prostu...


urodziłem się pod złym dachem
ściany miały macki

kiedy byłem duszony marzyłem o porcji płatków
zjedzonych przy stole w rodzinnej atmosferze

próbowałem marzyć
pobudzony wściekłymi łzami
i biec jak najdalej w ramiona bezdomności -

do słodkiej utraty tchu
przed ojcem kochanką bratem
wymyślanymi na przemian
w tej samej lub innej osobie

przeciwko diabłu
związanemu do krzyża

styczeń 08

Paweł Artomiuk


Paweł Artomiuk (Arti) - Ur. 18.10. 1984 w Pruszkowie. W latach 2005-2007 studiował w Wyższej Szkole im. Melchiora Wańkowicza w Radomiu (porzucił naukę na szóstym semestrze).Swoje wiersze i reportaże drukował min. w gazetach lokalnych: WPR, Głosie Brwinowa, a także Podwarszawskim Życiu Pruszkowa oraz Antologiach (Postscriptum, Oazy Szeptów, Ogrodu Ciszy). Jest założycielem i administratorem Forum Poetyckiego - Articity. Mieszka i pracuje w Warszawie.

Opinia p.Marka Czuku na temat wierszy: Magdaleny Rylskiej, Bogny Kurpiel i Małgorztay Południak





"Kto mówił?" - Magdalena Rylska



Mówiła, że niebo to władza i zaszczyty.
Mówiła, że niebo to pieniądz i niezależność.
Mówiła, że niebo to przywilej poniżania.
Mówiła, że niebo to rozkosz twego ciała.

Mówiła, że niebo to wiedza o wszechświecie.
Mówiła, że niebo to odpowiedź na pytanie.
Mówiła, że niebo to egzystencja w otchłaniach.
Mówiła, że niebo to radości w cierpieniach.

Zapomniała dodać, że piekło to niebo bez niej...



Magdalena Rylska rozgrywa nierzadko we współczesnej poezji stosowany anaforyczny układ wiersza, w którym próbuje określić egzystencjalną pozycję bohaterki.
Ciekawie to się zaczyna, puenta też jest niezła, ale ogólnie - brak mi tu jakiegoś pogłębienia przedstawionego problemu, ten schemat jest trochę "sztywny" i potrzebuje - według mnie - więcej obrazowości, a może też i wieloznaczności.

"Szczury Bogna Kurpiel

przebiegają w rynsztokach
chowają się w kanałach
żywią się resztkami ludzkich uczuć
siekaczami tną odpadłe kikuty
przeżuwając starannie powoli
na widok obnażonych serc
rozbiegają się z piskiem przypalonych opon
bądź atakują naprędce nie bacząc
W ziejących cuchnących ruderach
wija swe czarne gniazda rozdarte
ubłocone po szyję zgnilizną obłudy
koca się z prędkością powolnego światła
wchodzą na drabinę wszelkiej ułudy
w towarzystwie obmierzłego robactwa
uprawiają choreografii dystoniczną niemoc
między rozpadłymi ze smrodu tkankami

30.10.2007



Obrazek Bogny Kurpiel "Szczury" jest dynamiczny (że tak powiem - rozwojowy), ale razi ogólnikowością stwierdzeń (np. "ubłocone po szyję zgnilizną obłudy"), nietrafione są też wydumane zwroty ("uprawiają choreografii dystoniczną niemoc"). Jednak proszę się nie martwić, tylko dopracować fragmenty tego wiersza - przemyśleć go na nowo, by się w miarę logicznie układał i rozwijał.


"Kofeina" - Małgorzata Południak


przypomniał rano w jaki sposób będzie mnie zabijał
wyznaczył zejście w piątek ciut po godzinie nieszporów
znowu piję kawę i siłą woli pragnę tradycyjnie a kogut
pieje aż na górze gwoździe rdzewieją codzienne czynności
więc nie musisz tłumaczyć trzech tomów Miłosza bardziej
zrozumiałam Kunderę zza opasłych powieści to jednak żart
choć ocet wypełnił płuca po zęby dawno nie było tak wesoło


"Kofeina" Małgorzaty Południak zmusza do myślenia, a jednocześnie porusza podświadomość. Ta dawka surrealizmu przy braku jednoznacznego ("łopatologicznego") zakończenia to silne punkty tego wiersza.

21 wrz 2009

"Dance macabre" - Anna Nogaj



I tylko drewnianych krążków
trzymam się słabo

między tak a nie trudno
wytrzymać jeszcze wytrzymać
do kolejnego tańca źrenic

czas mierzę dotykami
przypinam się do wszystkich krzyży
dla twojego zbawienia

i nic to że tylko rany
lizać i spadać i wracać
do końca

będziemy walczyć
z tą bestią
co między piersiami

tak krążek za krążkiem
uciekać

19 wrz 2009

„Twój deser” - Magdalena Rylska



Kawiarnia za rogiem,
pytasz o stolik,
grubawa pani wskazuje lokum.

Siadasz wygodnie,
mruczysz pod nosem,
to nie jest twoje ulubione miejsce.

Tłustawa lady podaje menu,
patrzysz zachłannie
na deser lodowy.

Zamawiasz puchar,
uprzejma pani
przynosi z dużą wisienką na środku.

Już masz go zjadać,
stoi przed tobą,
gdy nagle widzisz robala w wisience.

Obleśny potwór,
w zielonym stroju
patrzy i śmieje się z ciebie wyniośle.

Zielonym okiem łypie perfidnie,
zżera to wszystko
co miało być twoje.

Myślisz, że skończy,
zostawi ochłap,
lecz on pazernie pochłonie ją do cna.

Patrzysz jak wszystko
co było najlepsze,
ginie w czeluściach gardła robala.

Nic już nie podjesz,
wisienki już nie ma,
został ci tylko gorzki ogonek.

13 wrz 2009

"Nie jestem artystką" - Anita Siekańska



To już koniec...
zgasły wszystkie światła
z promykami mych nadziei.
To już koniec...
moja niewinność
przyznaje sie do błędów.
Przepraszam Cię za wszystko.
Uśmiech i płacz.
Kiedyś odnajdziemy się
W łzach ciągle płynących.
Kiedyś spotkamy się
ze szczerym uśmiechem
na twarzach.
Sztuką jest żyć,
Sztuką jest walczyć.
ja nie mam sił.
Odchodzę bo nie jestem artystką.

Anita Siekańska




Mam 15 lat. Jestem pogodną, zazwyczaj uśmiechniętą dziewczyną. Uczę się w gimnazjum im. Kacpra Fodygi w Chęcinach. Jestem ambitna i konsekwentna, do celu dążę "po trupach". Uwielbiam poezję, wakacje i towarzyszące im słońce. Kocham śpiewać, tańczyć. Muzyka jest moją największą pasją. Mam wielu przyjaciół i wspaniałą mamę, dzięki której w ogóle żyję.

Kocham Cię Mamo!


„Współczesne szczęście” - Magadlena Rylska



Skuta grubym lodem i przeżarta
smrodem, lodówka
w starej kamienicy.

Niby pojemna ale już
ciasna od nagromadzonej
martwej padliny.

Wyciekający tłuszcz
z każdej wnęki jak Twoje słowo
fałszywie się leje.

Bezowy torcik na środku stoi,
lepi się cukrem jak
wzrok zazdrośników.

Lukrowane postacie
z wyżartą twarzą szczęśliwie
trzymają pieniążek.

Paraliż szczęścia wdychamy
wszędzie jak w lodówce
ze starej kamienicy.

"Szczury" - Bogna Kurpiel



przebiegają w rynsztokach
chowają się w kanałach
żywią się resztkami ludzkich uczuć
siekaczami tną odpadłe kikuty
przeżuwając starannie powoli
na widok obnażonych serc
rozbiegają się z piskiem przypalonych opon
bądź atakują naprędce nie bacząc
W ziejących cuchnących ruderach
wija swe czarne gniazda rozdarte
ubłocone po szyję zgnilizną obłudy
koca się z prędkością powolnego światła
wchodzą na drabinę wszelkiej ułudy
w towarzystwie obmierzłego robactwa
uprawiają choreografii dystoniczną niemoc
między rozpadłymi ze smrodu tkankami

30.10.2007

8 wrz 2009

"Absynt, pupa i końska kupa" - Marek (Ciućka) Olszewski




Przy pierwszym kontakcie Ziemię Świętokrzyską odebrałem jako skansen - miejsce w którym czas się zatrzymał. Oczywiście dla Ślązaka wychowanego w nad-zbyt rozwiniętym regionie, słowo skansen nie oznaczało komplementu... Rozsypujące się drewniane chaty, strzecha na dachach, nieutwardzone drogi, slamsy, ugór, koń ciągnący zbutwiałą bryczkę i srający na ulicę w samym centrum miasta wojewódzkiego. Nieładnie pisząc, Świętokrzyskie odebrane było jako zadupie.

W jakim ja byłem błędzie. Nigdzie indziej, jak tylko tutaj można usiąść na krawędzi roztarganej ziemi (kamieniołomu - jakich tutaj nie brakuje), wziąć w łapę kamor i posłuchać geologicznej historii całego kontynentu, opowiadanego przez prehistorycznego skorupiaka, czy koralowca.
Tutaj ocierają się o siebie budynki gotyku, renesansu, baroku, socrealizmu, bezduszne klocki lat siedemdziesiątych i te najnowsze - galerie, biurowce i hotele. Choć logiki architektonicznej zabrakło (kontrast wywołuje ból głowy i oczopląs), to w całym tym bigosie można znaleźć kolejną historyczną notatkę.
Ot miejsce, które zaspokaja podniebienia artystów neoromantycznych jak i współczesnych "a'la wojaczków". I jeśli już o kontrastach mowa, to właśnie w Kielcach sąsiaduje przesadne bogactwo z totalną biedą - czyż to nie inspirujące?
Kielce - pępek zielonej wróżki, która rozłożyła swoje ponętne ciało w łuku Wisły na północny-wschód od Krakowa i południe od Warszawy. Gdzie indziej można spijać narodowy absynt w takich ilościach? Wadą pępków jest to, że wpadają tam wszelkie ciuchowe paprochy. Więc zostawię śmietnisko w spokoju i podkreślę walory reszty ciała.

Płynąc wspomnianą Wisłą, oko nie pominie ślicznej krągłości, kuszącej niczym rąbek odsłoniętej dziewiczej pupy. Aż się chce zejść na brzeg i zwiedzić, to, czego zobaczyć ze zwierciadła rzeki nie można. Niestety. Czas rodzi kolejne zmarszczki i rozstępy, a nasi narodowi, nieudolni konserwatorzy zabytków pakują fundusze w rozdymany Kraków, miast do umierającego Sandomierza.
Piersią i sercem regionu bez wątpienia jest zamek w Chęcinach. O każdej porze dnia i z każdej strony patrząc, poczuć można puls, który dał życie Polsce. Pominę architekturę i zwrócę uwagę na ramiona - te wyrastają od 1000, jeśli nie 1200 lat w Zagnańsku. Pomimo usilnej reanimacji ramiona te z wolna umierają, ale czemu się dziwić naszemu Bartkowi. Spoglądając na to co się dzieje w Polsce, ramiona opadają każdemu - nasz narodowy dąb i tak wykazał wystarczająco dużo cierpliwości.

Mógłbym tak w nieskończoność opisywać to ciało - kolejne żebra i kręgi narodowego trzonu (Opatów, Święty Krzyż, Szydłów), oczy i uszy zwrócone w stronę postępu przemysłowego na tym ciele (Ostrowiec, Skarżysko, Starachowice i Końskie). Niestety oczy oślepły, a uszy ogłuchły wraz z wprowadzeniem wolności, demokracji i tzw. wejściem w "lepsze czasy". Zatrzymam się jednak na innej części (i czemu się dziwić), miejscu w którym każdy kochanek naszej zielonej wróżki znajduje upust, wytchnienie i ulgę. Busko-Zdrój - źródło radości i szczęścia o dłoń poniżej pępka (niech pominę fizjologiczne nazewnictwo). Można tu odzyskać zdrowie, utraconą wenę, odnaleźć miłość, posmakować romansu, albo po prostu odetchnąć. Martwi mnie tylko widok dworca kolejowego, który wita przyjezdnych żałosnym obrazem. A wystarczyło by niewielkie dofinansowanie w komunikację lokalną, drogi, chodniki itp... by miasto stało się prestiżowym kurortem zasilającym budżet regionu.

Czytając mój krótki materiał, rodzić się może oburzenie obok zachwytu i słusznie - bowiem to samo czuje się wędrując językiem od palców stóp, po rozdwajające się końcówki włosów głowy, jak dziewiczej i pięknej, tak zaniedbanej wróżki, która w zamian za królewskie szaty, mogła by pozwolić się dotknąć nie tylko palcem wyobraźni.
Marek Olszewski