22 mar 2009

"Z listu do Alberta Camus" - Eligiusz Dymowski


Widzisz Albercie, absurd ostatecznie nie uwalnia od strachu przed klęską, w końcu i tak „umiera się samemu”, prawda? Bo kiedy zdradzi cię najwierniejszy przyjaciel, to jakby nagle cały świat odwrócił się do ciebie plecami i siły uchodzą bezpowrotnie, gdy wadzisz się z nocą o prawo do snu, który i tak pewnie szybko nie nadejdzie. Ciemność – to gruba ściana o którą odbija się krzyku duszy, a gorycz staje się zwykłą koniecznością. Sam uczyłeś: artysta to urodzony samotnik. Jego przestrzenią świat nieograniczony żadną pokusą i pełnym spełnieniem. Tylko że to, co najbardziej boli – to miłość krwawiąca natchnieniem, która jak cierniste kolce wbija się w środek serca, podsycając ironią nadwątloną nadzieję. Dlatego – lubię to twoje zdanie – „piękno, które pomaga żyć, pomaga również umierać”. A wtedy słońce delikatnie schodzi za horyzont, zabierając ze sobą rozłożyste cienie drzew. Rozdane karty znów wędrują do ręki wróżki. I tak zatoczy się kołem absurd poczucia niezawinionej winy i wielkiej siły namiętności, aby choć przez chwilę być sobą i dotknąć jakiejkolwiek prawdy choćby koniuszkami palców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz