31 lip 2009

Opinia p. Marka Czuku do wiersza Marka (Ciućki) Olszewskiego





"(...)dziesiąt ileś wersów wyjętych z roz(coś tam) kartek kalendarza" - Marek (Ciućka) Olszewski


Zgubiłem tysiąc dłoni, dotyk,
słuch rozchodzący się po kościach.
Ten sam, który piszczele macerowały w czarny atrament
i wylewały kroplami słów.

Zgubiłem oko czoła,
spojrzenie w głąb macicy skały, ziemi słońca
i ciała każdej wykorzystanej chwili
(bo to były tylko chwile).

Nawet klepki parkietu nie są już takie same.
Nie chodzę już boso,
nie kaleczę stóp o szkiełka kolorowych wieczorów,
noże wystawiające ostrza poprzez wąskie szczeliny
i słoje pulsujące wolno zabijającym arszenikiem.

Bestia ze sceny trzech teatrów nie jest już kobietą rodzącą,
nie rozkłada nóg dla gwałtu
i nie spija krwi z drobnych ramion, żeber i obojczyków.
Bestia nie jest już nawet ojcem-trumną,
a córka... Teraz już patrzy tylko z odległej przeszłości.

Kartki opadły ze ścian jak jesienne liście,
słowa spełzły, pozostawiając za sobą ślimaczy śluz,
a Bóg (ten z czwartego piętra) się wyprowadził.
Tak. Wyprowadził się, bo nie mógł znieść,
że zabrałem mu lniane sznurki,
którymi pociągał litery życiorysu.

Otwórz okno i wyjdź!

Nie trzeba jałmużny natchnień,
haraczu za powielanie tego co i tak istnieje,
bo przecież nie tworzyłem tego świata.
Więc po co mam o nim pisać.

Zgubiłem tysiąc dłoni, oko czoła
i nie cierpię za miliony dusz na brzegu jeziora
(tego przy którym krystalizowały się kwiaty).
Nawet siostra-mroczna-grzeszna-dziewczynka
zabrała swój plecak gangren z klimatu,
bo wszystko jest już inaczej...

Relikt został wyniesiony na ołtarz
jako świadectwo dojrzałości
i stał się bezwzględną religią.
A czy zostanie słowem?
To już tylko wola Ducha Świętego,
bo nie ja go będę uczył sztuki poezji pisania.

Tancerka tańczy na arenie jedynej dłoni,
a ja wsłuchuję się w melodię stóp
i staram się wyjąć zeń choć jedną nutę,
którą mógłbym zakwasić tak rzadkie już impulsy
wersów, strof z widzialnym-niewidzialnym rymem.

Tancerka. Ta sama, którą mogłem zobaczyć
w reflektorach nocą świecącej włocławskiej rafinerii
i ta sama, która spadła, jak nieprzewidziany deszcz
(bo też wtedy tańczyła w zdaniach mojego życiorysu).

I to się nie zmieni, dopóty nad granitem
nie zamieni palca dla złotej obręczy.

...

Znów ktoś odpisze, że śmierdzi tu prozą,
że zbyt roz(coś tam), zbyt wiele słów
i że nie gramatycznie, a pointy wyraźnej brak.

Nie stanowi to pięciolinii dla moich nut,
bo one dźwięczą swobodnie jak i to co jest mną.

04 lip 2009


OPINIA



Wiersz bardzo ekspresywny, pełen rozmaitych symboli, jakby rodem z epoki modernizmu (choćby ta nuta szaleństwa).
Poeta ma bogatą wybraźnię, która go czasem ponosi - nie, nie prowadzi na manowce, ale czyni pewne zamieszanie (nie - chaos), które jednym może się bardzo podobać, a zwolennikom uporządkowania wiersza (neoklasykom) - mniej.
Poezja ta jest - moim zdaniem - bliska wierszom poetów przeklętych, jak choćby Stachury czy Bursy, a i w tradycji anglosaskiej czy francuskiej znalazłoby się kolejne powinowactwa.
Ocena: wiersz na plus.

Pozdrawiam
Marek Czuku

1 komentarz:

  1. Przede wszystkim pragnę podziękować P. Markowi za chwilę uwagi.

    Dodam, że jestem miło zaskoczony tym, co przeczytałem na temat mojego tekstu.

    OdpowiedzUsuń