15 lip 2011

„Dzielnica samospowiedzi” – Ola Orzechowska


Nad miastem unosiła się mroczna łuna dymów produkowanych w pobliskiej fabryce, wiał przeszywający wiatr, który niszczył wszystko na swojej drodze, a krople deszczu delikatnie moczyły puste ulice miasta Nadzieja. Ciemne obłoki rozchodziły się coraz bardziej pochłaniając w siebie resztki promieni światła, które ostatkami sił broniły się przed straceniem. Było zupełnie ciemno i cicho. Wszelkie odgłosy zwiastujące egzystencję życia zniknęły, pozostawiając po sobie jedynie pustkę, która dogłębnie porażała duszę młodego, ciemnowłosego chłopaka idącego osamotnioną ulicą. Na jego twarzy wymalowany był niepokój, który emanował całą mocą z maleńkich niczym węgielki oczu. Podążał do przodu, stawiając niewielkie kroki. W ogóle nie odwracał się za siebie. Było mu wszystko obojętne. Jego serce krwawiło ciemną mazią, która rozlewała się po jego wnętrznościach. Czuł niesamowity ból. Skręcił w najbliższy zakręt. Wiedział, że na ucieczkę jest już za późno. W jego głowie krążyły najróżniejsze myśli. Oparł się plecami o ścianę i wyciągnął z kieszeni pomiętą paczkę papierosów, w duchu przeklinając samego siebie. Wiedział, że będzie musiał ponieść konsekwencje swoich czynów, a mimo to, nie czuł strachu. Zamknął powieki, dając ponieść się ciemności w otchłań przeznaczenia. W myślach ujrzał wszystko to, od czego uciekał. Ujrzał niewinnych ludzi, którzy błagali go o kolejną szansę, lecz taka opcja nie wchodziła w grę. Trzęsącą dłonią pociągnął za spust i pistolet wystrzelił. Otworzył oczy, jednak w głowie wciąż słyszał huk wystrzału pomieszany z krzykami konających osób. Nie chciał tak egzystować, lecz nie mógł inaczej. Szybkim ruchem ręki otarł krople potu z czoła i rozejrzał się po okolicy. Jego wzrok przykuł ciemny napis na murze naprzeciw niego. „Spiritus Sanctus- dzielnica samo spowiedzi.” Uśmiechnął się krzywo. Cóż za ironia. Tak wiele by teraz oddał za kolejną szansę, której on pozbawiał innych ludzi. Zza śmietnika wybiegł ciemny kocur. Spojrzał świecącymi oczami na chłopaka i pobiegł za budynek. Ciemnowłosy szybkimi krokami ruszył za nim. Kot nie odwracając się biegł ciągle przed siebie, by chwilę później zniknąć za bramą cmentarza. Młodzieniec zatrzymał się. Jego podróż dobiegała końca. Zerwał się ostry wiatr, a chmury ułożyły się niczym puzzle, ukazując piękno mrocznej otchłani. Chłopak zmęczonymi oczami spojrzał w niebo. Wyjął z kieszeni pistolet i wszedł przez bramę. Mgła cmentarnego otoczenia uderzyła go w plecy i stracił równowagę. Upadł na betonową płytę jednego z grobów i uderzył głową o jej kant. Krew popłynęła w ciemnościach stróżką po jego twarzy. Usiadł na ziemi i w ciemnościach zaczął szukać pistoletu, który wypadł mu z dłoni. Nie przejmował się zranieniem. Liczyło się tylko odnalezienie zguby, które było jego jedynym celem. Znalazł go przy pionowej, nagrobnej płycie i odetchnął głęboko. Oparł dłonie na wyrytych napisach. Przed oczami ujrzał martwe twarze rodziny i przyjaciół, którym odebrał życie. Dopadł go paniczny strach, a po jego ciele przebiegły dreszcze. Łzy popłynęły z jego oczu. Nie chcąc poddawać się ogarniającej go zewsząd bezsilności, wytarł oczy i wziął głęboki oddech. Przejechał dłonią po napisach i mokrym od łez wzrokiem odczytał niewielkie litery układające się w napis „tutaj umarła nadzieja”. Tym razem nie umiał powstrzymać łez. Zawył żałosnym płaczem i trzęsącą ręką otworzył magazynek pistoletu. Umieścił w nim specjalny, złoty nabój z wygrawerowanym pytaniem „Czy wierzysz w Boga?”. Przyłożył broń do skroni i w zamkniętych oczach głośno krzyknął „tak!”, skazując tym samym swoją duszę na potępienie. Pistolet wystrzelił. Jego huk rozniósł się echem po całym cmentarzu. Ciało bezgłośnie osunęło się na ziemię, ginąc w mrokach nocy, jedynego światka zbrodni. Zabił, bo tęsknił. Tęsknił z miłości. Kochał cierpienie… Witamy w bramie wiecznego bólu, w piekielnym ogrodzie miłości, gdzie aby wejść musisz umrzeć. Oto Spiritus Sanctus- dzielnica samo spowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz