27 lut 2009

Małgorzata bez mistrza


Spojrzała na swoje dłonie,
skóra naznaczona upływającym czasem,
pozbawiona była młodzieńczego wyrazu,
kiedy przestała widzieć ludzi i kolory ich oczu,
sięgnęła w siebie po perły,
co od lat zrywała z nieba,
skrywane czekały,
by ujrzeć światło dzienne.
Kobieta klasyczna,
dla której ład i estetyka,
już przestały być kierunkowskazem w życiu.
Zamyślona wieczorem siada w oknie
z kubkiem parującej herbaty,
nogi zakłada na parapet
i spogląda w czarne niebo,
kiedyś w niej mieszkał człowiek.
Dzisiaj wie, że wspomnienia
są jej jedyną rodziną.
Kiedy jej znajomy,
mieszkający w odległej krainie,
wyciągnął do niej dłoń,
zrozumiała, że umieranie w samotności
nie jest najlepszym zajęciem
dla kobiety przed czterdziestką.
Przyszedł czas na utrwalenie siebie.
Jej pies ułożył się pod krzesłem,
podnosząc głowę za każdym razem,
kiedy głęboko wciągała powietrze w płuca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz