Jak tylko zamknę za tobą drzwi,
gdy znów wyjdziesz niespodziewanie,
zrzucam kolory zmysłów z brwi
i rozlewam je po zimnej ścianie.
Zaciskam powieki, aby nie minął
i aby nie uciekł z głowy w ogóle
obraz, który jeszcze przed chwilą
pośpiesznie zapinał koszulę.
Ściągam z ubrania srebrny włos,
z włosów zbieram zapach korzenny,
zdejmuję z szyi twój ciepły głos,
strzepuję skrzący dotyk przyjemny.
Pełzają zmysły po ścianie jak dym,
migocą kryształem w wieczornym złocie
swobodnie, leniwie, by zaraz w tym
łagodnym i cichym połączyć się locie.
Wyciągam łzę spod powieki
- kap
spajam dymne akwarele
i bladym palcem, cieniem kalekim
układam portretu twojego parcele.
Stoi przede mną twój cień,
rozmyty, niejasny
i chociaż to cień, wiem,
spokojnie przy nim dziś zasnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz