widziałeś mnie kiedy szłam
nocą krzepnąc w krokach życia
jak skulona pod cudzą dłonią
pęczniałam oddechem przepaści
ziemia uciekająca spomiędzy palców
zaczynała marznąć ostatnią zaśnieżoną zimą
dopóki ja nie zobaczyłam ciebie
słuchałeś mnie kiedy śpiewałam
o gniazdach pełnych porzuconych piskląt
gdy z chropowatości skóry wybierałam
łuski zasmuconych odpowiedzialności
za dom
za dzieci których nie umiałam urodzić
za modlitwy których nikt nie wypowiedział
przez lata burzyły się światy
roztańczonych powiek i małych nieobecnych
rączek mieszczących w sobie tylko skrawek
palca dorosłości
dopóki nie usłyszałam ciebie
nie wiedziałam że mogę być matką
setek nie dokończonych wierszy i jednego
okrytego ciszą prawdziwego spazmu narodzin
że mogę mieć ciało którym nie jestem
oczekując bólu z niecierpliwością
godną pierwszego wypowiedzianego głośno słowa
jestem
16 lut 2009
Genesis
Kategoria:
Karolina Olszewska
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przepiękny nastrojowy wiersz.Trzeba przyznać że wstrząsnął mna do głębi.Sama pisze i potrafię docenic prawdziwy talent.ten wiersz jest naprawdę piekny obytak dalej
OdpowiedzUsuń