4 sty 2010

"R" - Marek (Ciućka) Olszewski



A jeśli czyjaś ręka zbada moje biodra,
niechcący głaszcząc ciało jak przyjazne zwierzę,
dam bierną spowiedź niczym u lekarza...

A jeśli czyjaś mentalność owinie ciepłym szalem
szalone, rude kości. Zwinie się w kłębek, w dłoniach
i zanuci melodię nuconą dotąd w szafie.
Zużyty płaszcz i kolorowe sznurówki wiedzą,
wie szyba dzieląca parapet wewnętrzny od zewnętrznego
i wiem ja, bo poznałem treść Jej szaleństwa
w czarnych jak asfalt służbowej codzienności źrenicach -
równie rozlanych i równie pożerających wszystko wokół.

Sino-blade żebra, biodra krzyczą echem, wypełniając luki
pomiędzy jęknięciami w każdym wypowiadanym zdaniu
i zapraszają na głębokość półtora palca,
pod comiesięcznie wylewającą się fontannę
niespełnionej kobiecości - matki, panny zgwałconej,
połączonej pępkiem z... Łączy się tylko odwłokiem,
głaszczącym beznamiętnie łechtaczkę, w kolejnym razie,
kolejnej psychoterapii i śpiewa bezdźwięcznym płaczem.

Rozpłynie się... Już rozpłynęła pomiędzy granitowe bloki
ulicy Zamkowej i w ścianach Pałacyku,
a ludzie, lekarze, poeci będą deptać, bo już depczą,
przenosząc pyłki Reczyńskiej z gruntu na białe recepty
i równie białe tło niby własnej twórczości.

Ręką niechcący podróżowałem po krzywiźnie
ugiętej rzeczywistości tekstu, poznając bierną spowiedź
spod bardzo depresyjnej sukienki, namalowanej
białą czcionką na czarnym ciele, rzuconego na historię
tego miasta cienia. Zaraziła sobą wszystko, czego...
Co Ją dotknęło palcem, wyobraźnią i gwałtem
wdzierającym się pomiędzy litery Jej poetyc-kości.

25 gru 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz