16 lut 2009

Genesis


widziałeś mnie kiedy szłam
nocą krzepnąc w krokach życia
jak skulona pod cudzą dłonią
pęczniałam oddechem przepaści
ziemia uciekająca spomiędzy palców
zaczynała marznąć ostatnią zaśnieżoną zimą

dopóki ja nie zobaczyłam ciebie

słuchałeś mnie kiedy śpiewałam
o gniazdach pełnych porzuconych piskląt
gdy z chropowatości skóry wybierałam
łuski zasmuconych odpowiedzialności
za dom
za dzieci których nie umiałam urodzić
za modlitwy których nikt nie wypowiedział

przez lata burzyły się światy
roztańczonych powiek i małych nieobecnych
rączek mieszczących w sobie tylko skrawek
palca dorosłości

dopóki nie usłyszałam ciebie
nie wiedziałam że mogę być matką
setek nie dokończonych wierszy i jednego
okrytego ciszą prawdziwego spazmu narodzin
że mogę mieć ciało którym nie jestem
oczekując bólu z niecierpliwością
godną pierwszego wypowiedzianego głośno słowa

jestem

1 komentarz:

  1. Przepiękny nastrojowy wiersz.Trzeba przyznać że wstrząsnął mna do głębi.Sama pisze i potrafię docenic prawdziwy talent.ten wiersz jest naprawdę piekny obytak dalej

    OdpowiedzUsuń