autobus kołysze jako ostatni z pospiesznych.
ziewanie rozprzestrzenia się drogą łańcuchową
i nie pomaga zimny kompres szyb. wszystko zapomnę
na ostatnim przystanku. widoki mnożą się, wcięta talia
suminy na zakolu i rozebrana tama. za ulicówką
jarmark, każdy potyka się o ten sam kamień, strużyny
z całego roku spływają nurtem. ciągniemy los
o lepszą porcję, gdybyśmy znali zakończenie, byłoby łatwiej?
wiatr trzaska wierzejami, świt szarpie za ramię. chrypka
wydobywa się spod fałd śniegu, gdy naciskam butami.
”ziewanie rozprzestrzenia się drogą łańcuchową” – na pierwszy rzut oka nośna ta fraza, a jednak: wydaje mi się ryzykowna. Drogą płciową, kropelkową itd. – ale droga łańcuchowa? To hybryda „drogi” z „reakcją łańcuchową”, w moim odczuciu jednak przekombinowana. Natomiast ładnie czuje się ten „zimny kompres szyb”. Ładnie widzi się tę „talię suminy”, tamę, jarmark – do mnie osobiście przemawia tak uchwycony konkret. Kusi drobna kosmetyka pod koniec („wydobywa się spod śniegu, gdy naciskam butami” – bez „fałd”, proszę zobaczyć, jak to wygląda). Na „wejściu w wiersz” nieco marudziłam, ale dalej tekst jest po prostu świetny. Im dalej, tym lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz