Przeglądałem dziś kredki, którymi ryłem autografy w twarzach.
Bezbarwna, przymglona, w kolorze zdradzonych ucieczek,
malinowa, niespełniona o smaku tabaki, uznana, niewskazana,
z kawą, z sokiem młodej macicy i... Rubinowa o woni testamentu.
Ta sama którą rozpoczynałem pierwszy tekst
i zamykałem pointę wyliczanki rozsypanej po Polsce.
Nabrzmiała lirycznym nasieniem.
Budząca ze snu Młodego Boga,
którego z ust kwiaty spłyną na nagrobną tablicę
wieńczącą dorobek tworzenia
i który będzie tego dorobku wersem kolejnym.
Relikt zdjęty z ołtarza, któremu się modliłem,
szlajając się czarnymi wstęgami, zdobionymi śniegiem i deszczem;
ocierając ramionami portale nowych nadziei i halucynacji.
Ten któremu oddam władzę zwierciadeł, by mógł wtopić je
w sęki doświadczeń matki, ukryte pod fundamentem żeber.
Poniżej, niżej - gdzie wino, chleb, religia na jutro i na zawsze.
26 lut 09
1 mar 2009
Relikt III (spełniony)
Kategoria:
Marek Olszewski
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz