"Zawsze skrada się od strony serca" - Anna Nogaj
to ona kazała mi z obłędem
w oczach szukać zimnych gniazd kiedy
ptaki odlatywały w odwrotnych kierunkach
a sine niebo dziko mruczało przed burzą
nakładała mi maski na twarz aby zaraz
rozdrapywać je ostrym pazurem do pierwszej krwi
która ponownie runęła w przepaść chwil
podpartych ciszą
obmyła wargi z których spijaliśmy kołyszące się
nieme sylaby
a on chciał tylko opłukać nasze źrenice
w krwi baranka
mówiła wtedy
wytrzymaj jeszcze wytrzymaj dociskając
płócienną miękką pętlę na szyi
a zobaczysz albo nie zobaczysz ryczała
i tak nie ma innej drogi
a tam była tylko ciemność ostateczna
i popchnęła na środek do miękkości
zwróconych nam dotyków
aby nagle obrócić jak kukłą
a wtedy ogniem zapaliły się nasze
żyły
i zanim wbiła w ciebie najostrzejszy pazur
zasłoniłam najczulej jak umiem
tak jak kruchy opłatek
skrywa zazdrosne
tabernakulum
To piękny i bardzo dramatyczny wiersz. Śmierć bardzo trudno - wbrew pozorom - opisać. A i temat "wyeksploatowany". A tu jest coś nowego (nie wiem co), nieszablonowego, jakiś nowy sposób opisania tego... Autorka wplotła tu kontekst "religijny", to niby naturalne, ale to akurat w tym tekście tworzy jakiś dodatkowy wątek, płaszczyznę odniesienia... Poza tym cała ta "materia liryczna" jest tu mocna! Coś tkliwego i coś stanowczego udało się połączyć...
Nie mam żadnej uwagi krytycznej. Brawo.
to ona kazała mi z obłędem
w oczach szukać zimnych gniazd kiedy
ptaki odlatywały w odwrotnych kierunkach
a sine niebo dziko mruczało przed burzą
nakładała mi maski na twarz aby zaraz
rozdrapywać je ostrym pazurem do pierwszej krwi
która ponownie runęła w przepaść chwil
podpartych ciszą
obmyła wargi z których spijaliśmy kołyszące się
nieme sylaby
a on chciał tylko opłukać nasze źrenice
w krwi baranka
mówiła wtedy
wytrzymaj jeszcze wytrzymaj dociskając
płócienną miękką pętlę na szyi
a zobaczysz albo nie zobaczysz ryczała
i tak nie ma innej drogi
a tam była tylko ciemność ostateczna
i popchnęła na środek do miękkości
zwróconych nam dotyków
aby nagle obrócić jak kukłą
a wtedy ogniem zapaliły się nasze
żyły
i zanim wbiła w ciebie najostrzejszy pazur
zasłoniłam najczulej jak umiem
tak jak kruchy opłatek
skrywa zazdrosne
tabernakulum
To piękny i bardzo dramatyczny wiersz. Śmierć bardzo trudno - wbrew pozorom - opisać. A i temat "wyeksploatowany". A tu jest coś nowego (nie wiem co), nieszablonowego, jakiś nowy sposób opisania tego... Autorka wplotła tu kontekst "religijny", to niby naturalne, ale to akurat w tym tekście tworzy jakiś dodatkowy wątek, płaszczyznę odniesienia... Poza tym cała ta "materia liryczna" jest tu mocna! Coś tkliwego i coś stanowczego udało się połączyć...
Nie mam żadnej uwagi krytycznej. Brawo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz