I
Są tu ulice, za które się płaci
nędznym obrzędem rozgarniania skóry
i wkładania rąk w już drętwą purpurę
wewnętrznych blizn. Od tej smutnej terapii
- z anemicznych warg, pomylonych jęków –
łuszczą się błony i wyrasta trzcina,
niczym sierść, którą da się tak wyginać,
by pasowała wam do kształtów ręki.
Mam takie rany i jestem jak jędrne
hybrydy, które rozdają się z resztek
głodu; i śmieję, włócząc bezbolesne
ciało, jak hafty, po mdłych korytarzach,
ogrzanych przez ich jadowite ciała
- tych suk wrocławskich, wyjących do latarń.
II
Zamiera sezon na wykrzykiwanie
(chwytem jarmarcznym) łagodnego mięsa,
rozebranego wpół, co daje wyssać
rudą żywicę. Tylko, jak kolanem
rzeźbiąc nieskładnie w kantach, z wierzchu strupy,
spierzchnięte w kamień, w głębi spójne rany,
jak cięte kwiaty o barwie tramwai.
I trzymam w sobie majaki; lecz kruche
jak chleb mam członki: więc gdzie się to mieści
- gdy rozgrabić mi ciało jak zwarzoną
ziemię, byłby to ugór o powierzchni
dziecka, a jego ozdobne w ułomność
sine zagony to jest dzika przestrzeń
w nic nieporosła, niechcąca nikogo.
III
Już będę cicha jak powrót do domu,
rozwiązłe jęki zawiążę w warkocze,
takie dziewczęce, takie jak się nosi
z suknią pobożną. I wyjmiesz surową
glinę, spod żebra albo zwojów głowy,
na moje ciało spokojne i żyzne,
z brzuchem bezpiecznym – jak na podobiznę
maryjną, świętą figurkę, znak nowej
religii. Będę, po ciemnych godzinach,
żywym rozłogiem piękna lub kołyską,
która przestała lulać smutne żądze.
Tak mi się plącze deliryczna ślina,
między modlitwy bezwstydnie się wciska,
kiedy sen niosę do domu – jak w pościel.
10 sty 2010
"Tryptyk powrotny" - Iga Reczyńska
Kategoria:
Iga Reczyńska
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Iga, jestem pod wrażeniem Twojej poezji. To Ty powinnaś wygrać ostatni Slam w Pałacyku.
OdpowiedzUsuńTwoje wiersze są takie obrzmiałe, spuchniete, soczyste, że nie mozna przechodzić obok nich obojętnie. Bardzo proszę Cię o kontakt: saszkakr@op.pl
mam nadzieję, ze spotkamy się na najbliższym slamie