jadę
za oknem ulica jak step
cisza gnieździ się w szczelinach
cegieł starych kamienic
jest siódma wślizguję się w dzień
powietrze pęka na dwoje
a miasto mruczy lubieżnie
głaskane pod sierść
słońcem
co jak blady płatek pergaminu
tłucze się o szybę
i goni i goni
jeszcze zakręt
i płynne przejście w skrzyżowanie
spojrzeń z pasażerem ósemki
przed wołaniem jego oczu
zasłaniam się
Beckettem
i wolno rozciągam wersy
bo wiem
za kolejną przecznicą
nie będę już sobą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz