31 sty 2009

Ciekłokrystaliczni*


"Uczono mnie, że wolność
ma być dla nas zadaniem."
Dlatego gdy pada deszcz,
pochylamy głowy.
To błogosławieństwo.

Nuty rozbijają się o nieułożone włosy,
melodia spokojnie gra,
myśli bujają
jak madera wieziona pod drewnianym pokładem.

Jak madera dojrzewają.

Nie jesteśmy tymi,
którymi zachwyci się świat.
A jednak zlizują nas ze szklanych ekranów.
Ciekło krystalicznych.

Transfer trzepocze tytuły, teksty i pointy
wysoko podniesionych bander.
Sztandarów z herbami odbijającymi myśli
i to co odkryliśmy opuszkami palców
- papilarne szepty, których nigdy nie jest dwa.

Niebanalni, jak korony wiosennych kwiatów,
liście drzew z tej właśnie alei
(spacerujesz nią każdej nocy).

Nie czytaj maleńka, nie czytaj...

Słowa zostaną zawsze słowami,
a ty zasypiaj na poduszce splecionej z tekstów.
Spijaj kropelki ciężkiego nektaru
i patrz w obrazki grawerowane przez sny.

"Uczono mnie, że wolność
ma być dla nas zadaniem."
Trzeba być za to wdzięcznym.

*utwór jest nawiązaniem do wiersza K. Służalskiej '***(Nie czytaj)'

31 Sty. 2009

Marek (Ciućka) Olszewski


Marek (Ciućka) Olszewski kojarzony głównie jest z założonymi przez siebie forum Poezja ART i grupą artystyczną Aurea Dicta. Znany ze swoich inicjatyw; akcji charytatywnych (promocja fundacji Jeden Świat, Akcja Zielone Serduszko), ogólnopolskich i lokalnych spotkań współczesnych twórców, elektronicznych publikacji poezji amatorskiej. Jest redaktorem czasopism literackich Almanach Poetycki i grupa artystyczna Aurea Dicta. Z końcem 2008 roku zorganizował Wielką Olimpiadę Poetycką, w której wzięły udział co bardziej znaczące serwisy. Jego twórczość można było znaleźć na wernisażu fotografii Barbary Płoneczka, w czasopismach Teatru Żeromskiego, Wici.info, pierwszej antologii Post SCRIPTUM, antologii Oazy Szeptów, miesięczniku TERAZ, Poetyckiej Poczcie oraz w licznych materiałach elektronicznych. Pisali o nim S. Majewski, E. Kołodyńska, S. Kanicka. W maju 2008 zwyciężył w pojedynku na wiersze organizowanym przez redakcję Świętokrzyskiego Miesięcznika Kulturalnego TERAZ.

Kontrefekt mimozy


Agacie Frączek.

Zbieram swoje niewidoczne reakcje
z czterech ścian terrarium.
Zasłoniłem nimi świat. Ten zza okna.
Dźwięki zagłuszyłem rosyjską pop kulturą.

Miałem się przywitać? Nie!
I tak podglądają moje piszczele i żebra,
okryte wyłącznie nagością.
Tak. Jestem nagi!
To ciało nie lubi szat.

Wiersz - ogródek z brzucha
w którego macicę wkładam nasiona.
Zbieram je wszędzie gdzie się pojawię.
Mięta, siemię, warzywa, owoce,
konopie przemycone poprzez czaszkę
i mandarynki, od których mam już zgagę.

Nie dotykaj, bo znów będę musiał się rozprysnąć!

Jestem zbyt wrażliwy, by utonąć
w szarości miejskich autobusów
i grafiku codziennych obowiązków.

A Ty się dziwisz, że przyszło nam chodzić po wodzie.

Lubię grad. Tłucze skorupy niewypełnionych kokosów.
Tych zdrowych jest tak niewiele.
Deszcz. Jego dłonie obmywają stopy.
Czy jest Jezusem, Janem, Bogiem - kim jest?

Lubię mleko - takie podgrzane z miodem,
zioła pachnące i dzikie pnące się po ograniczeniach winogrona.

Nie ma gradu, deszczu,
a od mleka w nadmiarze kręci się w głowie.
Miód nie jest prawdziwy.
Maszyny udają pszczoły, ludzie udają maszyny
i klikają w te klawiatury.

KLIKAJĄ!

A mogli by po prostu pisać listy, wiersze, słowa atramentu,
takie lekkie, zwiewne i nagie! Ale klikają i klikają...

Kurwa Mać!

A miałem przeczytać różaniec i iść po komunię.
I tak pójdę.
Dotknie mnie, a ja znów się rozprysnę
i będę zbierał swoje reakcje ze szklanych ścian.

Lubię gdy zima śpiewa po rosyjsku.
Śnieg zasypuje parapet i zakrywa okno.
To niedomknięte, przez które przemycasz chłód.

To nie wina. To łaska jaką pozwoliłaś schłodzić myśli.
Zamarznięte nie rozpływają się i łatwiej je złożyć.

Morela jest twoja.
Nie będę jej dotykał, kroił, czy obdzierał ze skóry.
Zostawiam morelę i meduzę z granatowej wojny.

Ale wełnę zabiorę. Nie. Pożyczę i oddam,
kiedy już minie sroga zima.
Może palce nie będą takie sztywne
i może spadnie deszcz.

Wełna, wełna, wełna.

11 Sty. 2009

Zmora


I

kruczoczarny diabeł chwyta za dłoń
splata się w nocnych spacerach
ciele jędrnym udach piersiach
czystej bieliźnie na opalonej nagości
rozkłada nieprzyzwoitą ofertę zdrady

odmawiam choć macki pulsują w głowie
oczy patrzą w oczy rwą zmysły

talizman palca się rozpala
rozlewając kośćmi po ciele
głuszy niezdrowe impulsy
wierność ssie od żołądka
rozpisując się pomiędzy zmarszczkami
spoconego od wrażeń czoła

ta seksualność nie pochodzi od Boga
namiętność przyjemnie mami

nie znam jej nie znam twarzy

diabeł godzi w wyznawaną wiarę
chcąc zdusić zasłużone spełnienie

II

śpi suka psiego gatunku
a ja boję się zsunąć w głębiny jaźnie
poddać grzesznej naturze
wygrawerowanej przez gada
pod edeńskim drzewem

III

pragnieniem zakreślam dwa kręgi
wokół kończyn zaplecionego węzła
wiary i nieskończoności

głosy podpowiadają że wraca
przy otwartych powiekach
czuję cień na kręgach krzyża

IV

czar pryśnie i zostanie gnijące ścierwo

26 sty. 2009

Retrospekcja reczyńskiej projekcji


A moja prorocza metropolia rośnie i kipi
jakby upychała jęki wszystkich włóczęgów,
przyszytych do bruku jak do piersi pokutnej.
Iga Reczyńska - Kieleckie projekcje

Czarny pies z pyskiem na kulawej nodze
leży pod wysokim krawężnikiem
i czeka nocy,
by zdechnąć w ramionach swoich barw.

Opony rozdrapują topniejący śnieg,
dym wije się.
W zasięgu wzroku tylko brudna maź
i kawałki tynku spadającego z kamienicy.
Są jak stłuczona bajka o ciepłym kącie.

Spojrzałem w oczy zdychającego ścierwa
(uczciwe zwierciadła śródmieścia).
Zobaczyłem wilki wtopione w ciemne zaułki
opuszczonej przez psy i koty metro- nekropolii
o mroźnym kamiennym zapachu strachu.

Szaro jasny ratusz na rozgryzionym rynku,
piaskowe graniastosłupy, mosiężne tablice,
i klucze do żydowskich wspomnień
rozstawione na skwerach i krawędzi Kadzielni,
a wokół betonowe mury o niemych oczach
- świętokrzyski obrazek rozpaczy
na fundamencie jelenich rogów i krzyża.

Zdycha pies pod bieżnikiem zimowego obuwia.
Spokojny, bo nikomu nic winien
- nigdy go nie było i nikomu nie będzie,
a ja się głupi w niego patrzę,
bo jestem jak on - czarny pies
z pyskiem na kulawej nodze.

Siedzę na granicie i piszę wiersz.

18 Sty. 2008

Najładniej ci w kolorze oczu


a przecież nie o rozpacz chodzi
ale o mżyste niedzielne poranki
kiedy nawet kawa ma smak piasku
wyjścia są limitowane
a kaloryfer grzeje tylko do połowy
[...]
łąki na które nie jeżdżą tramwaje
ciemne okna powrotów
[...]
i nie o miłość

tylko o twoje oczy...
‘najładniej ci w niebieskim’ - Hanna Dikta

sześć na siedem palców u ręki tygodnia
obrączki mam z czarnego asfaltu
kawy gorzkiej jak sygnał telefonu służbowego
i obrazków uciekających w lusterkach

jeden zaś ze szczerego złota
miękki jak biała suknia
pierwszy taniec pod agregatem
bieda studzona słowami
jakoś to będzie
i oczy łabędzie
które naprowadziły mnie do lądowania
z wysokich lotów
po pustej przestrzeni pijanej Polski

niedzielny poranek
z modlitwą przed monitorem zdań
pokutą za grzechy tygodnia
i łaską za wyznany żal
kilkoma godzinami
na tej samej łące
gdzie szumi tylko trawa
bo gwar pozostał pod białymi rękawiczkami

siedem na siedem palców u ręki tygodnia
muśnięcie nad talerzem i sztućcami
wygładza wszelkie skazy i rysy na złotym kręgu
przypomina tytuł naszej piosenki
na zawsze i na wieczność*
która idzie w parze z prywatnym kalendarzem

bo nie o miłość w tym wszystkim chodzi

najładniej ci w kolorze oczu
gdy głębia ich odbija szczęście
wymalowane na mojej zmęczonej twarzy

_________
* na zawsze i na wieczność - Wilki

21 Sty. 2008

27 sty 2009

Obcowanie


nie ma mostu, po którym lęk przechodzi na drugą stronę.
zostaje w nas na zawsze, schowany w sennych fantasmagoriach,
w drżącym charakterze pisma. kap, kap, kap. idzie strach -

dziecięca wyliczanka zasiedziała w pamięci długotrwałej,
rozbiegana ze śmiechem zanim zaczęło się całować pod kocem.
a w cieniu - zmarła kobieta obiera ziemniaki.

to przenikanie jeździ autobusem czterdzieści sześć,
córka opowiadała mi historię o niewidzialnych kasujących bilety -
ona też ich widzi, mc donald nic nie zmienił.

nie ma wysokich klifów, nic się gwałtownie nie urywa.
w deszczu nie pasuje nam jakiś szczegół, odwracamy głowę, znika.
zostaje tylko poczucie niespełnionego dotyku

by na zawsze schować się pod skórę.

Razem z kłębkiem


kołysze się cudza samotność
drżącą nutą z teleturnieju

my tylko patrzymy zza rogu, spod parasolki,
albo ironicznie roześmiani prosto z łóżka,
jak długo w oknie się układa skórka z jabłka,
jak długo się smaruje kromkę chleba

w końcu kogo obchodzą polskie seriale,
my mamy w żyłach prąd i kopiemy po jajach, że hej!
to życie czarno - białe, te zmarszczki
wyliczane wzrokiem po lustrach

a nam w stawach już gnieździ się strach,
i alzheimer, i ta cała daremność

sekcj


wdech i wydech. cisza jak w pompejach
gdy pierwszy popiół sunął po stoku. mgnienie.
cień na posadzce. w skorupie rozbitego dzbana
kropla wina dająca złudzenie zwierciadła.

paraliżuje mnie prostota rzeczy nieuniknionych.
kończy się grafit ołówka. bazgroły. a w oknach
przyglądają się pyszne obrazy. już łatwiej dobrać
kolory do słów. lecz zabraknie. zamknę oczy.

tylko tyle. nie znam innego świata. rozbiorą
mój żołądek na części. nie będzie już żadnej
tajemnicy. chleb jak chleb. pomarańcza. skalpel
chłodny jak źródlana woda. otwieram się.

płynę.

Robert Wieczorek


Żeby ustalić na samym początku - nie jestem poetą. To fakt, zdarza mi się pisać wiersze - ale od pisania wierszy do poezji (moim zdaniem) droga daleka. Pisane przeze mnie wiersze były zauważane (to dobre słowo) na kilku konkursach literackich, podobnie jak niektóre opowiadania, które niekiedy popełniam. Kiedyś udało mi się ukończyć Studium Scenariuszowe Łódzkiej "Filmówki" - i pewnie z przyzwyczajenia - układam też filmowe scenariusze. Największą przyjemność sprawia mi pisanie bajek dla dzieci. Tyle.

Letni Bukiet


Całą sobą chłonę
Niczym gąbka wysuszona
Smak malin na połoninie
Szum wiatru słońca promień
Cichy plusk strumyków
I kląskanie ptaków
Urok letniej nocy
Cykad ciche granie
W sercu mym letnią Bieszczadzką
Wiązanką na zawsze pozostanie

Bieszczadzka noc


Gwiazdy na nocnym niebie
Niby jasne świeczki
Którymi drogę znaczą
Anioły Bieszczadzkie
Księżyc zza chmur się śmieje
Cienie rzucając bukom
A my złączeni ze sobą
W ciszy nocy stoimy
Upojeni tym pięknem
Do własnych serc pukamy
Znajdując w nich odpowiedź
Na pytania których nie znamy

26 sty 2009

***


kim jestem, że wyryłeś mnie na
obu dłoniach. dałeś serce, które
pod zasłoną żeber. każdy włos
już dawno został policzony.

a lepiłeś ciało tylko z miękkiej gliny,
jest jak studnia - można wrzucać w nią
kamyki, błoto, słowa, albo obejść i
udawać że nic nie ma.

jest zbyt kruche, aby samo.
pragnie ciepła,
by na moment schronić siebie
w czyjejś dłoni

przecież zmieścić się w człowieku
niemożliwe

25 sty 2009

Małgorzata Kędziorska


Kielczanka z dziada pradziada. Obecnie pracuję jako bibliotekarz w WBP w Kielcach. W wolnych chwilach podróżuję po całej Polsce. Szczególnym sentymentem darzę góry, zwłaszcza Bieszczady, które pozwalają mi odpocząć od zgiełku miasta. Najczęściej można mnie spotkać na leśnych ścieżkach, w teatrze, na spacerach z psem, oraz w ukochanych górach.

Bieszczadzki Anioł


W na pół zmurszałych cerkwiach
przy skrzypiących drzwiach
Ołtarze czasu zębem nadgryzione
Siedzi smutny, zmartwiały
Ze zwisłymi skrzydły
Patrzy na nocne niebo
Bieszczadzką ciszą upojony
Czeka na ludzi odruch
Na szum połonin czeka
By ktoś zawołał pomóż!
BIESZCZADZKI ANIELE RATUJ
Boś ty tu Panem pierwszym
Ty cerkwie ze snu budzisz
Ty się opiekujesz turystami po cichu
Aniele z cerkwi wymarłej
Bez skrzydeł złożony na strychu

Moc


W morzu łez
roztopiona jak śnieg
w gwarze niewypowiedzianych słów
w smutku oczu spuszczonych,
które podnieść się nie dały
w niewypowiedzianych gestach
w nieśmiałym uśmiechu
tkwi zagubiona dusza
niepomna swych skrzydeł
które ukryte tkwią głęboko
czekając by móc się rozwinąć
i podnieść duszę udręczoną
ku światłu nieskończoności
trzeba im tylko jednego
kropli ludzkiej miłości

Tęsknota


Jestem aniołem
zrodzonym ze snów i tęsknot
niczym kokonem
owijam się szczelnie
moimi skrzydłami
wtulam twarz
w ciepło oddechu
muskam wargami
tętno bijącej kobiecości
A kiedy ból i tęsknota
przeszywają mnie na wskroś
biję skrzydłami
o upartą skorupę mojej nienawiści
i rozpływam się we łzach miłości

23 sty 2009

Wolnośc marzeń


Wiatr,
Niebo,
Chmury,
Słonce,
Ja i moje skrzydła
Zaniosą mnie dalej niż innych.
Pod sam nieba błękit.
Tam gdzie jeszcze nikt nie dotarł.
Wiatr targa me włosy,
Podnosi do góry skrzydła.
Chce wzlecieć dalej i dalej.
Jeszcze nacieszę się wiatrem,
Jeszcze nacieszę się słońcem,
Teraz chce zdobyć niebo.
Słońce...większe i piękniejsze niż zawsze.
Chmury...lekko po nich stąpam.
Niebo...nigdy nie było bliżej.
Wiatr...dziś wieje tylko dla mnie.
Wolność...nareszcie moja!

Szalona


Mówili, że jest szalona
A ona zamknięta w cytrusowych ścianach
Swojej samotni
Nie wiedziała, że jest z nią źle.
Gdyby ktoś zobaczył jak rozdrapuje ściany
I wyrywa włosy...
Ale nikt tego nie widział.
I gdy w jej klatce pojawił się on
Była zachwycona.
Spędzała całe dnie na rozmowie z Nim.
Gdyby wtedy ktoś zajrzał zobaczyłby,
Że to tylko okulary oparte o mur.
Mówili, że jest szalona...
I mieli racje.
Miłość to szaleństwo, które każdy chce przeżyć,
I większość przeżywa tylko, że nieszczęśliwie.

Gra


Zgubiłam się w prozie życia.
Tu Książę nie ratuje księżniczki
Lecz smoka który płacze złotymi łzami.
Życie to nie bajka.
Kolorowa tęcza nie prowadzi do nieba.
Tu zasady pozostają niezmienne.
Gra toczy się dalej,
A szczęśliwe zakończenia istnieją
Ale tylko w wariackim śnie.
A więc i ja jestem szaleńcem.
Wierzę w szczęśliwe zakończenie.
Jestem szaleńcem i muszę grać dalej,
Mimo że nie znam zasad.
Jeden fałszywy krok
I koniec gry
Lecz tu nie można już wrócić.
Gra toczy się dalej.


Barbara Rusak

Witam. Nazywam się Barbara Rusak. Uczęszczam do VII Liceum Ogólnokształcącego im. Józefa Piłsudskiego w Kielcach. Uwielbiam pisać, przeważnie wiersze, artykuły i opowiadania, ale nie boję się też nowych wyzwań. Interesuje się także fotografią, psychologią i strzelaniem z łuku.
Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie na moją stronę.